Na ten koncert czekaliśmy od wielu miesięcy. Przede wszystkim ze względu na wykonanie pełnej i ostatecznej wersji
"Requiem Polskiego" Krzysztofa Pendereckiego pod batutą samego kompozytora.
Po drugie: miejsce koncertu. Po raz pierwszy w Polsce wielkie dzieło oratoryjne zabrzmiało w żywej przestrzeni
industrialnej: hali K-1 Stoczni Szczecińskiej Nowej. Gigantyczna hala pracowała do ostatniej chwili, by przestój na czas prób i koncertu pociągnął jak najmniej kosztów. Wreszcie wybiła godzina 20, 10
grudnia. Ogrzewaną, choć nadal bardzo chłodną halę wypełniło blisko pięć tysięcy słuchaczy.
"Requiem" Pendereckiego jak żaden współczesny polski utwór jest wpisane w najważniejsze momenty
historii minionych dekad: bunt robotników w 1970 roku (ogniwo: "Lacrimosa"), śmierć kardynała Stefana Wyszyńskiego (piękne "Agnus Dei"), śmierć Jana Pawła II (orkiestrowa część "Chaconne"). I
tym razem "Requiem" zabrzmiało przy historycznej okazji: 17 grudnia minie 35 lat od protestu stoczniowców na ulicach Szczecina.
Fakt, że kompozytor za życia staje się już klasykiem, legendą i
uznaną wielkością, zazwyczaj zdumiewa i skłania do analiz. Jedno jest wszakże pewne: muzyka Pendereckiego zyskała szeroką popularność przede wszystkim ze względu na jej siłę szlachetnego wyrazu,
połączonego z komunikatywnością języka muzycznego. Oczywiście, nie jest to język anachroniczny, ale i nie epatuje awangardowymi pomysłami. Zresztą sam Penderecki podkreśla, że po krótkim związku z
awangardą kroczy od wielu lat własną drogą. A tę ostatnią wytycza rzadka umiejętność twórczej syntezy środków muzycznych z minionych epok i najlepszych osiągnięć muzycznej współczesności. Gdy wydawało
się, że forma oratorium jest już raz na zawsze formą zamkniętą i przynależną do czasów minionych, polski twórca w zdumiewający sposób ją odświeżył i wypełnił nową treścią ("Requiem Polskie", "Pasja
według św. Łukasza", "Credo"). Podobnie jest w dziedzinie opery. Nie do końca prawomocne są twierdzenia, że teatr operowy nie jest domeną współczesności, skoro spod ręki Pendereckiego wyszły tak
znakomite dzieła, jak "Król Ubu" czy "Diabły z Loudun". W planie kompozytor ma kolejne trzy dzieła operowe.
Ten sam teatralno-operowy zmysł przejawia Mistrz w "Requiem Polskim", które
ze względu na ogrom i bogactwo emocji bywa określane mianem "teatru oratoryjnego". Jego pełne wykonanie w Szczecinie dało dowód, że to dzieło wybitne. Podziwiać można choćby bogactwo środków wyrazu,
genialnie napisaną partię chóru, bezbłędną instrumentację czy perfekcję i wirtuozerię operowania harmonią i poszczególnymi fragmentami ogromnego aparatu wykonawczego.
Podkreślmy jednak z pełną mocą
i przekonaniem: do ukazania urody dzieła Pendereckiego przyczynili się wykonawcy sobotniego wieczoru. Oba chóry Politechniki Szczecińskiej wzniosły się bodaj na szczyt swych możliwości, na poziom, wobec
którego rozważania na temat różnic pomiędzy chórem zawodowym a amatorskim wydają się niedorzecznością. Do sukcesu partii chóralnej, rzecz jasna, znacząco się też przyczynił chór Opery na Zamku. Bez
zarzutu spisały się orkiestry Filharmonii Szczecińskiej i Opery - zespoły, które, jak się okazuje, przy maksymalnej mobilizacji są w stanie wznieść się na europejski poziom. Przede wszystkim jednak
wszystkie szczecińskie zespoły dały świadectwo swego dużego potencjału artystycznego i integracji tutejszego środowiska muzycznego. Niestety, do pełni muzycznego szczęścia, moim zdaniem, zabrakło kwartetu
solistów na światowym poziomie. W złej formie była zwłaszcza wielokrotnie współpracująca z Pendereckim Izabela Kłosińska (sopran), której zdarzało się śpiewać nieczysto, a wysokie dźwięki były bardzo
niestabilne, aż do zachwiań w wysokości tonu. Na podobne "dolegliwości" cierpiał też bas Romuald Tesarowicz. Orkiestrze i chórom dorównywali Agnieszka Rehlis (mezzosopran) i Adam Zdunikowski (tenor).
Maestro Penderecki prowadzi swoje "Requiem" bardzo spokojnymi i eleganckimi ruchami. Wspomnijmy przy okazji, że kompozytor zrealizował w Szczecinie bodaj tylko dwie próby. Cały ciężar muzycznych
przygotowań spoczął na barkach przede wszystkim Zygmunta Rycherta (Filharmonia Szczecińska) i Jacka Kraszewskiego (Opera na Zamku). Chóry przygotowali: Roman Drozd (Chór Akademicki PS), Paweł Osuchowski
(Chór PS "Collegium Maiorum) i Małgorzata Bor-nowska, pod okiem której Chór Opery na Zamku jest w coraz lepszej kondycji.
Przed koncertem wiele wątpliwości budziła akustyka hali K-1. Myślę, że i
te obawy były zbyteczne. Dzięki pracy znanego niemieckiego reżysera dźwięku prof. Eckharda Maronna brzmienie "Requiem Polskiego" w stoczniowej hali było przestrzenne i niezwykle selektywne w niemal
każdym szczególe partytury. Koncert był transmitowany w TVP Kultura - wkrótce będzie zapewne powtórzony. 17 grudnia godzinny skrót tego wielkiego wydarzenia obejrzymy na antenie II Programu TVP.