Twierdzi, że został nabity w butelkę, gdyż nie przyjęto go do stoczni, bo był działaczem związkowym. Kierownictwo
firmy ripostuje, że zataił niektóre fakty z zawodowego życia i że jest za stary. Być może nie byłoby aż takiej sprawy, gdyby starania o zatrudnienie nie kosztowały go sporo pieniędzy.
Mężczyzna (imię i
nazwisko do wiadomości redakcji) przyjechał z Gorzowa, "bo tam mało płacili". We wrześniu zgłosił się do Stoczni Szczecińskiej Nowej. Dali mu obiegówkę, z którą zjawił się u głównego spawalnika. Ten
orzekł: "brak uprawnień Polskiego Rejestru Statków. Konieczny kurs ponadpodstawowy plus egzamin PRS".
- Chciałem bezpłatnie podnieść kwalifikacje spawacza za pośrednictwem Urzędu Pracy w
Gorzowie, ale tam stwierdzili, że mają podpisaną umowę na finansowanie, ale z Zakładem Doskonalenia Zawodowego w Gorzowie. Postanowiłem więc zrobić uprawnienia PRS w Stoczni Nowej - wyjaśnia gorzowianin.
Za dwutygodniowy kurs zapłacił 1730 zł. W tym czasie opłacał dojazdy, hotel i wyżywienie. Twierdzi, że kosztowało go to kolejne 2,5 tys. zł. Otrzymał jednak wymarzony wpis do książeczki spawacza,
poświadczający umiejętność spawania metodą MAG (w osłonie gazu). 18 października dział kadr stoczni wystawił mu obiegówkę, w której uzyskuje kolejne wpisy.
- Jednocześnie pytałem w stoczniowych
kadrach, czy dotarła do nich moja umowa przedwstępna. W tej sprawie byłem tam co najmniej trzy razy. Odpowiadano, że pan prezes jeszcze jej nie podpisał. Panie stwierdziły, że być może jednak zaginęła.
Zaproponowały też, aby zgłosić się do Andrzeja Skierkowskiego, kierownika wydziału wyposażania statków, z którym odbyłem wcześniej pierwszą rozmowę i który wystawił mi dokument - opowiada niedoszły
pracownik.
- Pan Skierkowski poinformował mnie jednak: "Dzwonił do mnie prezes stoczni, że z pana świadectwem pracy jest coś nie tak". Kierownik dodał też, iż wprowadziłem go w błąd, gdyż z moich
papierów wynika, że jestem działaczem związkowym. Nie podpisze więc ze mną umowy - kontynuuje gorzowianin.
Faktycznie, w świadectwie pracy z jednej z gorzowskich firm widnieje informacja, że mężczyzna
był przewodniczącym komisji zakładowej NSZZ "Solidarność".
Andrzej Stachura, prezes Stoczni Szczecińskiej Nowej twierdzi, że jest zaskoczony tą historią: - Ten pan nie przyszedł do mnie ze
skargą. Jestem zdziwiony, że zasugerowano mu, aby podniósł kwalifikacje spawacza za własne pieniądze, a potem go nie przyjęto.
Tak czy inaczej umowa przedwstępna kandydata nabrałaby mocy prawnej
dopiero po podpisaniu przez prezesa stoczni. - Wtedy rozpoczyna się dalsza procedura przyjmowania do pracy. Ja jednak takiej umowy nie podpisywałem - zapewnia Stachura.
Kierownik Andrzej
Skierkowski twierdzi natomiast: - Pierwsza rozmowa z tym panem była wstępna, całkowicie "luźna". Stwierdził, że chciałby pracować. Zapytał, w jakich zawodach ma szansę. Odpowiedziałem, że gdyby był
spawaczem, to możemy rozmawiać - relacjonuje swoją wersję kierownik.
Prawdziwa rozmowa o zatrudnieniu zaczęła się według Skierkowskiego dopiero wtedy, gdy gorzowianin przyszedł z dokumentami. - W
kadrach wyszło jednak na jaw, że kandydat zataił, iż w ostatnim okresie działał jako działacz społeczny - mówi kierownik wydziału wyposażania statków. - Świadectwa pracy złożył dopiero wtedy, gdy
rozpoczynaliśmy procedurę podpisania umowy. Powiedziałem mu wtedy, że go nie przyjmę ze względu na wiek. Kandydat miał ok. 45 lat, choć wyglądał młodo. Z doświadczenia wiem, że spawacz nabiera
doświadczenia po blisko 5 latach. W pełni wykwalifikowanego pracownika uzyskałbym więc w wieku 50 lat.
Gorzowianinowi zaproponowano możliwość zatrudnienia, ale w spółce zewnętrznej, która wykonuje
prace na rzecz stoczni. Tam jednak odesłano go do kolejnej spółki, do której się nie zgłosił. - Zaproponowałem mu inną firmę, bo ja mam spawanie w suficie i ten pan by sobie u mnie nie poradził -
przekonuje szef firmy kooperującej ze stocznią.
Gorzowianin twierdzi, że nie ma czasu na składanie doniesienia do Państwowej Inspekcji Pracy, "bo sądy wleką się latami". - Stocznia, której
pracownicy uciekają do lepiej płatnej pracy, która musi zatrudniać Ukraińców, nie zatrudniła Polaka, bo "polityczny" - twierdzi z rozżaleniem.