Kolejna odsłona konfliktu między ministrem finansów - prof. Teresą Lubińską a jednym ze szczecińskich
stoczniowców. Mężczyzna oskarża ją o znieważenie. Natomiast prof. Lubińska twierdzi, że stoczniowiec jej groził. Wczoraj mężczyzna był przesłuchiwany w prokuraturze.
W ubiegłym miesiącu doszło do
nieudanej próby załagodzenia konfliktu między prof. Teresą Lubińską (wówczas szczecińską radną) a jednym z byłych członków Komitetu Protestacyjnego Stoczni Szczecińskiej - Zbigniewem Wysockim. Chodzi o
incydent, do którego miało dojść w lipcu ub.r. podczas przerwy w jednej z konferencji o sytuacji w stoczni. Zdaniem Wysockiego (skazanego za udział w sławnym pobiciu przez stoczniowców byłego prezesa ZPO
Odra Henryka Walusia), na jego pytanie w czym prof. Lubińskiej przeszkadza stocznia i dlaczego ma negatywne nastawienie do jej pracowników, miał usłyszeć: "odejdź esbeku" i "kto ci za to zapłacił
esbeku". Wysocki uznał to za zniewagę i złożył do sądu prywatny akt oskarżenia.
Według prof. Lubińskiej, całe wydarzenie miało odmienny przebieg. To ona została napadnięta i grożono jej, kiedy
prawie wszyscy uczestnicy konferencji już opuścili salę obrad. Oprócz Wysockiego i pewnej grupy osób. Lubińska miała usłyszeć, żeby się pilnowała. Dlatego złożyła zawiadomienie do prokuratury o próbie
napaści i zastraszania.
Ugody w sądzie nie zawarto. Pod koniec listopada będą więc przesłuchiwani pierwsi świadkowie. Wczoraj za to doszło do pierwszych czynności w sprawie zawiadomienia pani
minister. Prokuratura przesłuchała Wysockiego.
- Według pani profesor miałem jej powiedzieć przed obiadem w hotelu: "lepiej niech mąż za panią chodzi, bo może się pani stać krzywda". To bzdura, nic
takiego nie mówiłem. To mnie znieważono - twierdzi Wysocki.
Prokuratura przedstawiła mu wczoraj zarzut tzw. groźby karalnej, za co grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub więzienia do dwóch lat.
- Zdenerwowałem się bardzo, bo zeznawał także prof. Lubiński. I zanim wszedł do prokuratora, to powiedział do mnie i moich świadków: "lepiej mówcie prawdę, to dobrze się dla was to skończy" -
dodaje Wysocki.
Według profesora Jana Lubińskiego, całe zdarzenie wyglądało zupełnie inaczej. - Zwróciłem się do tych panów tylko z życzliwą sugestią, prośbą, aby mówili prawdę. Nic więcej -
wyjaśnia.