Nawet kilkadziesiąt polskich barek może stać w korkach w Niemczech. Powodem jest wielka katastrofa hydrotechniczna
na kanale Dortmund-Ems. Paraliż trwa już drugi tydzień.
- Według moich szacunków, straty związane w blokadą żeglugi liczy w tej chwili około tysiąca barek z różnych krajów. W korkach stoi też co
najmniej 50 polskich jednostek - mówi Andrzej Hebel, właściciel Kancelarii Ubezpieczeń Gospodarczych w Szczecinie.
Hebel szacuje, że w rejonie katastrofy oczekuje ok. 10 barek ubezpieczonych przez
niego.
Jak poinformowała nas Anastazja Grabowska, dyrektor handlowy firmy żeglugowej Transbode, z informacji, jakie na początku tygodnia publikowało niemieckie ministerstwo wynika, że w korkach
stało ok. 140 barek. - Mogły jednak dołączyć do nich kolejne - mówi A. Grabowska.
- Armatorzy liczą straty. Dziennie barka może stracić minimum ok. 600 euro. Jeżeli szyper ma możliwość, to opływa
feralny kanał, jednak to pociąga za sobą dodatkowe koszty 15-20 tys. euro - szacuje A Hebel.
Kanał Dortmund-Ems jest ważnym połączeniem wodnym między Zagłębiem Ruhry, Renem a portami Morza
Północnego. Na temat tej gigantycznej katastrofy budowlanej podawane są sprzeczne informacje. Jak mówi dyr. Grabowska, według jednej z wersji wał kanału miał uszkodzić pracujący dźwig. Według innej,
zderzyły się dwie barki, z których jedna przewoziła konstrukcję, a ta uszkodziła umocnienie. Wodę z kanału miano spuścić, aby obejrzeć i naprawić dziurę.
- Katastrofa miała być efektem błędu nadzoru
budowlanego nad kanałem. Suszono bowiem sąsiedni zbiornik i zbyt mocno osuszony wał przerwał się przy napełnianiu. Powstała 40-metrowa wyrwa, (patrz zdjęcie) - przytacza inną wersję Hebel. W rejonie
doszło już do jednego zatonięcia barki i dwóch kolizji.