Odchodzący rząd zrezygnował z wynegocjowanej przez poprzedników umowy na budowę przez Norwegów gazociągu do Polski.
Teraz prawdopodobnie pilnie będziemy musieli wydać grubo ponad miliard dolarów na budowę morskiego terminalu odbioru gazu skroplonego oraz na statki do jego przewozu.
Baza mogłaby już działać. W
2000 roku przymierzało się do niego konsorcjum kilku zachodniopomorskich firm. Odbył się nawet rekonesansowy wyjazd do hiszpańskiej Huelvy, gdzie działa taka instalacja. Już wtedy przeczuwano, że
niezależne od Rosjan dostawy mogą się stać elementem polskiej racji stanu. W 2001 roku "Kurier" pisał: "Bez względu na to, czy rosyjski Gazprom używa gazu ziemnego jako karty przetargowej lub wręcz
narzędzia w podporządkowywaniu sobie słabszych energetycznie krajów, polski rząd ma do rozważenia poważny problem. Kraj jest zasilany bezpiecznie wówczas, jeżeli paliwo dociera przynajmniej z trzech
źródeł w równych proporcjach".
Choć kosztowny, sposób sprowadzania statkami metanowcami skroplonego gazu ziemnego pozwala na elastyczność, gdyż w przeciwieństwie do rury paliwo można sprowadzać z
różnych krajów.
Bezpieczny gaz
Technologia transportu jest prosta i bezpieczna. Producent LNG (Liquified Natural Gas) przekształca gaz w ciecz. Do terminalu odbioru paliwa przypływają statki ze
zbiornikami mogącymi pomieścić nawet do 160 tys. ton skroplonego gazu w temperaturze około minus 160 stopni Celsjusza. Po przewiezieniu morzem ładunku do instalacji odbiorczej, ciekłe paliwo jest
składowane w zbiornikach. Może być ono następnie gazyfikowane i wysyłane na bliskie lub dalsze odległości rurociągiem, autocysternami lub mniejszymi statkami (w formie płynnej). Aby utrzymać ładunek w
stabilnych warunkach, baza nasycona jest urządzeniami bezpieczeństwa, rurociągami, pompami, agregatami, skraplaczami itp.
Dmuchanie na LNG
W 2001 roku taką instalację wraz z systemem dystrybucji
LNG chciała zaprojektować dla Polic brytyjska firma M.W. Kellog Ltd. Dyskutowano jednak również, czy nie lepiej byłoby zlokalizować ją na terenach na wschód od wejścia do portu w Świnoujściu. Po lustracji
terminalu w Huelvie, w Policach zauważono bowiem problemy natury logistycznej. Okazało się, że aby metanowce mogły docierać do przyszłej bazy, trzeba radykalnie zmodernizować tor wodny oraz zaostrzyć
warunki nawigacji. Konsorcjum z Polimeksem-Cekopem na czele nie byłoby w stanie poradzić sobie samo z tym problemem.
W Huelvie wszystkie manewry z gazowcami odbywają się w dzień, a widzialność
powinna wynosić minimum trzy mile morskie. Prędkość wiatru nie może przekraczać 15 węzłów. W nocy można rozładowywać tylko w uzasadnionych przypadkach. Ważne są również stan wód i prądy. Podczas manewrów
metanowca dozwolony jest ruch jednostronny, zaś inna jednostka powinna być oddalona o pięć mil. Już wtedy mówiono, że port będzie musiał zainwestować w nowoczesne holowniki. W Huelvie korzystano z
czterech, a piąty asystował. Na szczęście zarówno porty w Szczecinie, jak i Świnoujściu posiadają już holowniki typu traktor.
Obecnie Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo rozważa lokalizację
terminalu w jednym z trzech miejsc - w Trójmieście, Świnoujściu lub w rejonie Morza Północnego. Tak jak i wtedy, również i dziś instalacja mogłaby przyjmować do 5 mld m sześć, skroplonego gazu ziemnego, a
to oznaczałoby blisko połowę, a w przyszłości około jednej trzeciej rocznego zapotrzebowania Polski.
Przed czterema laty budowa samego terminalu miała się zamykać kwotą około 300 mln USD. Do tego
planowano zakupić 3-5 statków gazowców, co podrożyłoby inwestycję do miliarda dolarów. Nazywane pływającymi zapalniczkami gazowce należą do najbezpieczniejszych jednostek. Wieloletnia zwłoka podroży
jednak inwestycję, gdyż statki te zdrożały. Zbiornikowce mogące załadować 138 tys. m sześc. LNG kosztowały w połowie 2004 roku aż 170 mln USD.
Jak informuje Krzysztof Gogol, doradca dyrektora PŻM,
takich jednostek nie da się wynająć. Z powodu ceny buduje się je tylko pod konkretne projekty przewozowe.
Więcej niż rurą
Tak czy inaczej, gaz stał się towarem strategicznym, a technologia
transportu LNG najszybciej rozwijającą się częścią gazowego rynku. Gdy planowano terminal w Policach, 30 procent gazu ziemnego na świecie transportowano w formie skroplonej. Obecnie największymi
dostawcami LNG do Europy są Algieria i Nigeria. Dołączy też Egipt, który prowadzi prace nad uruchomieniem dwóch terminali eksportowych. Także Norwegia w ramach projektu Snohvit buduje na Morzu Barentsa
wielką instalację eksportową, która będzie skraplała gaz wydobywany spod dna.
Wśród europejskich odbiorców LNG dominują: Francja, Hiszpania i Włochy. Na przykład w Hiszpanii obok Huelvy terminale
działają w Barcelonie i Kartagenie, a także w Bilbao. Ta technologia importu gazu rozwijana jest także w Belgii, Turcji, Holandii, Wielkiej Brytanii i Portugalii. Nic więc dziwnego, że zużycie LNG rośnie
szybciej niż tradycyjnego gazu ziemnego, który przesyłany jest rurociągami. Według przewidywań Międzynarodowej Unii Gazowniczej, w 2010 roku objętość przesyłanego gazociągami paliwa ma wynieść do 225 mld
m sześc., natomiast w postaci LNG 195-265 mld m sześc. Szacuje się, że w 2030 roku handel gazem LNG może być nawet większy niż rurą.
Jak informował niedawno "Puls Biznesu", na początku września
cena LNG w Europie oscylowała pomiędzy 117 a 146 USD za tysiąc metrów sześciennych. Tymczasem cena importowanego przez Polskę gazu z Rosji wynosiła 200 USD. Aby jednak sięgnąć po to źródło energii, muszą
zapaść szybkie decyzje. Według obserwatorów, konieczny też będzie udział lub gwarancje kredytowe państwa.