"Solidarność" w Stoczni Gdynia pozbywa się konkurencji przy pomocy prokuratora i prezesa
stoczni.
W "NIE" nr 36/2005 pisaliśmy, jak związkowcy z "Solidarności" zakapowali do prokuratora na swoich kolegów ze Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdynia "Stoczniowiec" o
kierowanie protestem. Zakapowali też do prezesa stoczni, że konkurencyjny związek wywiesza swoje flagi przy słynnym krzyżu.
Drewniany krzyż stanął w Stoczni Gdynia w sierpniu 1980 r. podczas strajków.
Z czasem z drewnianego został zamieniony na metalowy. Był swoistym pomnikiem robotniczych protestów. Na początku lipca tego roku na wniosek "Solidarności" zarząd stoczni zaczął przebudowywać placyk
wokół krzyża. Położono bruk, zrobiono klomby. Na klombach posadzono kwiatki, a w bruk wmurowano maszty na flagi. Na maszty wciągnięto flagi "Solidarności". Obok wmurowano tablicę upamiętniającą strajk
w sierpniu 1980 r.
Związkowcy z konkurencyjnego do "Solidarności" związku zawodowego "Stoczniowiec" zwrócili się do zarządu stoczni i samej "S", aby upamiętnić wszystkie protesty:
także te z 1997 i 2002 r. Dostali od "Solidarności" taką odpowiedź: Protesty społeczne w 1980 roku miały inny wymiar. Trzeba podkreślić, że zainicjowały one powołanie wolnych związków zawodowych,
doprowadziły do zmian społecznych, politycznych i gospodarczych. Porównywanie Sierpnia '80 roku z dalszymi wydarzeniami i protestami w stoczni nie jest trafne.
Czyli wszystko, co było po 1980 r.,
było niesłuszne i mało ważne. W 1997 r. odbył się w stoczni protest o przestrzeganie przepisów BHP, o godne traktowanie robotnika. "S" go nie poparła. W 2002 r. odbył się protest o tzw. zupę
regeneracyjną. "S" go nie poparła. Słuszne jest tylko to, co mówi i robi "Solidarność", choć dziś ma ona mniej członków niż "Stoczniowiec".
Chłopaki ze "Stoczniowca", gdy nie mogli
przeforsować pomysłu z tablicą, uparli się, aby zawiesić przy krzyżu swój baner i swoje flagi. Baner zawisł 31 sierpnia w dniu kulminacji Wielkich Obchodów 25-lecia. Tak to solidaruchów wkurzyło, że
następnego dnia baner ściągnęli i przylecieli do biur "Stoczniowca" cisnąć go na podłogę. A potem do prezesa stoczni na skargę. Jak dzieci. Prezes interweniował. Wybrał salomonowe wyjście - maszty
mają być puste i nikt nie ma nic wieszać. Na razie.
Z tego wniosek, że najważniejszą sprawą polskiego przemysłu stoczniowego nie jest to, jak lepiej budować statki, dbać o ratowanie zakładu, pracę
dla robotników, ale kto ma prawo wieszać swoje flagi przy pamiątkowym krzyżu. Polskim przemysłem stoczniowym nie ma się w takim razie co przejmować...