Stoczniowcy, którzy protestują we francuskim Saint Nazaire w większości odmówili powrotu do kraju
podstawionym przez pracodawcę samochodem - poinformowała nas Wioletta Popczyk, przedstawicielka Departamentu Loary Atlantyckiej w Polsce. W środę został zerwany kontrakt pomiędzy zatrudniającą ich firmą
Kliper a francuskim podwykonawcą stoczni w Saint Nazaire.
Jak poinformowały francuskie media, pracodawca, którym jest policka spółka Kliper, zalega 20 stoczniowcom ze Szczecina i Trójmiasta z
wynagrodzeniami za dwa miesiące. Protest Polaków poparli związkowcy z tamtejszej centrali CGT.
Z kolei TVP poinformowała, że stoczniowcy zawarli trzymiesięczne kontrakty z możliwością przedłużenia ich
na dwa lata. Okazało się jednak, że Kliper wypłacał im połowę tego, co zapisano w angażach, a od czerwca w ogóle nie płacił.
Nie udało nam się skontaktować z właścicielami Klipera. Jednak
informacji prasowych nie potwierdza Wioletta Popczyk, która pod koniec ubiegłego roku pomogła nawiązać kontakt francuskiemu podwykonawcy stoczni w Saint Nazaire ze spółką Kliper.
- Francuzi poszukiwali
pracowników do prac spawalniczych i elektrycznych - wyjaśnia. - Nie wiem, jakie kwoty płacili stoczniowcom pracodawcy z Polic. Wiem natomiast, że pracownicy dostali pieniądze za marzec, kwiecień, maj i
czerwiec. Tak wynika z dokumentów.
Popczyk twierdzi, że za czerwiec na prośbę Klipera pensje wypłaciła im firma francuska.
Powątpiewa ona w doniesienia prasy francuskiej, że Polacy nie mają
pieniędzy na jedzenie. - Dzwonił do mnie dyrektor kempingu w Saint Andre des Eaux, na którym mieszkają zatrudnieni. Skarżył się, że od kilku nocy są awantury, głośne śpiewy i picie alkoholu. Jeżeli ktoś
nie ma na jedzenie, to tym bardziej nie powinien mieć na alkohol - uważa przedstawicielka Loary Atlantyckiej.
Wczoraj rano na powrót do kraju zdecydował się tylko jeden zatrudniony. Pozostali nadal
protestowali, domagając się pieniędzy we Francji. Szefowie Klipera mieli proponować końcowe rozliczenie już w Polsce.
Przepisy francuskie mówią, że pracodawca z nowego kraju Unii, który deleguje swoich
pracowników, musi im zapewnić minimalną stawkę godzinową obowiązującą we Francji. Wynosi ona 7,61 euro na godzinę. Do tego pracodawca ponosi np. koszty zakwaterowania, dojazdu do pracy. Do wyżywienia
dopłaca 200 euro miesięcznie. W. Popczyk twierdzi, że takie minimum było w umowie, a niektórzy pracownicy mieli korzystniejsze warunki.