Rybacy łowiący na Bałtyku zastanawiają się ostatnio nad tym, czy warto łowić węgorza. Może się to wydawać dziwne,
bo powszechnie wiadomo, że to droga i poszukiwana ryba Ale... by ją złowić, trzeba się przedtem sporo natrudzić i wykosztować. Każdy rybak, który chce łowić węgorza, musi "sklarować" kilka tysięcy
haczyków. To ciężka i pracochłonna robota, której nie wykona nawet liczna rodzina. Potrzebni są pracownicy najemni, którym trzeba zapłacić. Potrzebna jest także żywa przynęta, najlepiej tobiasz albo
dobijak. Tę przynętę trzeba, rzecz jasna, nie tylko złowić, ale także wbić na haki.
- Jeżeli po takich zabiegach i poniesieniu niemałych kosztów przywozi się z wody trzydzieści albo czterdzieści
kilogramów węgorza, to właściwie nic się na nim nie zarabia, nawet jeżeli sprzedaje się go po trzydzieści złotych - wyjaśnia doświadczony rybak z Rewala, Jerzy Jasicki.
Na węgorzu można jednak nieźle
zarobić, gdy ta ryba, jak to się popularnie mówi, "idzie". I gdy łowi się ją w dużych ilościach. W ostatnich latach obfite połowy węgorza należą jednak do wyjątków. Tym bardziej że nie pomaga w tym
inna, nawet podobna trochę do niego ze względu na wydłużony kształt, ryba - bellona. Często zamiast cennego węgorza to ona łapie się na haki. Rybacy raczej się z tego nie cieszą, bo jej kilogram kosztuje
w hurcie od 80 groszy do złotówki. Tylko turystom można sprzedać bellonę kilka razy drożej z tzw. burty.
Mimo to rybacy raczej nie rezygnują z połowu węgorza, bo nawet jeden obfity połów może
zrekompensować straty wynikłe z kilku nie udanych.