Spór o odprawy dla marynarzy toczy się przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie. Polska Żegluga
Morska domaga się zwrotu nadpłaconej - jak twierdzi - kwoty.
Sprawa ma związek ze zmniejszeniem przerostów zatrudnienia w PŻM, co pozwalało obniżyć koszty. Wymusił to kryzys, w jakim znalazł się
szczeciński armator w 1998 r.
- Jeszcze w kwietniu 1999 roku PŻM złożyła pierwszy wniosek o przyznanie środków EFSAL dla pokrycia kosztów, związanych z koniecznością zwolnienia ponad 1000 pracowników
przedsiębiorstwa. PŻM była w dramatycznej sytuacji finansowej, więc konieczne było wprowadzenie radykalnego programu naprawczego - mówi Krzysztof Gogol, doradca dyrektora PŻM.
W praktyce oznaczało
to, iż firma musiała zwolnić w ciągu 3 lat minimum 20 proc. pracowników z załóg pływających i 40 proc. zatrudnionych na lądzie.
- Aby efektywnie realizować program naprawczy, nie można było jednak
powstrzymywać zwolnień pracowników w oczekiwaniu na przyznanie dotacji. Tymczasem Ministerstwo Finansów zwlekało z decyzją o jej przyznaniu, domagając się od PŻM coraz to nowych dokumentów - tłumaczy
Gogol.
Jak dodaje doradca dyrektora, pod koniec 2001 do PŻM dotarła wreszcie odpowiedź z resortu o przyznaniu dotacji, ale tylko dla pracowników, którzy zostaną zwolnieni w okresie od stycznia do
czerwca 2002 roku: - W tym czasie zwolniono 64 osoby i to jedynie ich mogła dotyczyć dotacja. Ministerstwo zignorowało fakt, iż do tego czasu, tj. od momentu złożenia prośby o dotację w 1999 r. do
początku 2002, z PŻM zwolniono już ok. 2 tys. osób, a odprawy zostały im przyznane ze środków własnych firmy.
Doradca dyrektora PŻM dodaje, że w większości byli to pracownicy o stażu co najmniej 20-
letnim, a więc odprawy były bardzo wysokie - w wysokości trzymiesięcznej pensji. Armator dostosował się więc do decyzji resortu, który uznał, że dotacją mogą zostać objęte jedynie osoby zwolnione po dacie
podjęcia decyzji o przyznaniu dotacji.
- Ostatecznie w 2002 roku PŻM otrzymała dotację w wysokości 299 tys. zł na pokrycie kosztów odpraw 66 osób - mówi Gogol.
Gogol przypomina też, iż ustawowo
wysokość odpraw ustala się na podstawie średniej kwoty przyznawanej jako ekwiwalent za urlop wypoczynkowy: - W przypadku tych 66 osób takie ustalenie odpraw było nie do zastosowania, ponieważ byli to
marynarze zatrudnieni na statkach obcej bandery, pozostający od roku na urlopie bezpłatnym. Gdyby zastosować podstawę ministerstwa, odprawy tych osób byłyby żenująco niskie i sprzeczne z układami
zbiorowymi pracy.
Armator zastosował więc inny przelicznik, który jego zdaniem był zgodny z prawem, gdyż opierał się na wykładni NSA. Mówi ona o sposobie naliczania odpraw dla osób pracujących za
granicą. Podstawą jest pensja na danym stanowisku (lub jej średnia z dwóch lub trzech miesięcy), jaką marynarze otrzymywaliby, pływając na statkach polskiej bandery.
- Po roku od przyznania i
wykorzystania dotacji Ministerstwo Finansów przeprowadziło w PŻM kontrolę, badając m.in. zgodność z prawem jej wykorzystania. Urzędnicy zakwestionowali sposób naliczania przez firmę odpraw i nakazali
zwrot kwoty 192 tys. zł wynikającej z różnicy z obu sposobów naliczania. Resort domaga się również 34 tys. zł z tytułu odsetek - mówi Gogol. - PŻM pieniądze te zwróciła już dawno, ale czując się
pokrzywdzona wniosła sprawę do sądu. W chwili obecnej armator domaga się zwrotu zapłaconej kwoty przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie.
Niestety, w sprawie nie chciał się wypowiedzieć
nikt z Ministerstwa Finansów.