W szczecińskim Sądzie Okręgowym odbyła się w czwartek (9 bm.) ostatnia rozprawa w sprawie świnoujskiego basenu
Mulnik. Sąd zakończył zbieranie dowodów i przesłuchiwanie świadków. Mowy końcowe wygłosili również przedstawiciele stron: Polskiego Ratownictwa Okrętowego i gminy Świnoujście. Wyrok w sprawie Mulnika
zapadnie jeszcze w tym miesiącu.
Istotą procesu, który ciągnął się wiele miesięcy, jest to, czy gmina Świnoujście zerwała zgodnie z prawem umowę z PRO na oczyszczanie basenu. Zdaniem ratowników,
ówczesne władze Świnoujścia na czele z prezydentem Stanisławem Możejką zrobiły to bezpodstawnie. Teraz PRO domaga się od gminy ponad 2 mln zł odszkodowania. Z kolei przedstawiciele Świnoujścia zapewniają,
że to ratownicy ponoszą winę za zerwanie umowy, gdyż w ich pracy dopatrzono się szeregu nieprawidłowości. Głównym zarzutem gminy wobec PRO jest wystawianie faktur za fikcyjne roboty, za które płacił
samorząd. I to wcale niemało. Za każdy wydobyty z basenu wrak PRO otrzymywało ok. 400 tys. zł, a za minę ok. 100 tys. zł. Mulnik oczyszczono łącznie z 15 min morskich, 91 beczek z substancjami chemicznymi
oraz 8 ton amunicji.
Wzajemne oskarżenia zaczęły się z chwilą opublikowania raportu Najwyższej Izby Kontroli, z którego wynikało, że PRO otrzymało pieniądze za fikcyjne prace. Na dowód tego
Stanisław Możejko postanowił sam rozbroić minę nr 16, która - jego zdaniem - została do basenu podrzucona. Do czasu zerwania umowy miasto zapłaciło PRO prawie 8 milionów złotych. W procesie gmina żąda od
ratowników pieniędzy za niewywiązanie się z kontraktu.
Obecny na rozprawie zastępca dyrektora PRO Piotr Kowalik twierdził, że w ramach kilku etapów (oprócz II) przedsięwzięcia, wszystkie niebezpieczne
elementy zostały z basenu usunięte, czego dowodem są atesty czystości.
- Obecnie PRO nie może ponosić odpowiedzialności za bliżej nieokreślone przedmioty ferromagnetyczne znajdujące się w basenie -
mówił P. Kowalik.
Dodajmy, że Świnoujście wznowiło oczyszczanie basenu z wraków i innych przedmiotów.