Rozmowa z Pawłem Szynkarukiem, nowym dyrektorem Polskiej Żeglugi Morskiej.
W jakiej sytuacji jest
obecnie PŻM?
Etap restrukturyzacji majątkowej, organizacyjnej i kadrowej PŻM ma już za sobą. Wymusił to kryzys lat 1998--2003. Firma jest obecnie prawidłowo "ustawiona" i ma ustabilizowaną
pozycję. Wpływ na to miał m.in. bardzo dobry, nienotowany w historii boom żeglugowy, który pomógł nam doprowadzić przedsiębiorstwo do bezpiecznego stanu teraz żyje, funkcjonuje i może się rozwijać.
Ale starzeje się flota PŻM.
Rzeczywiście, to dosyć duże wyzwanie i zagrożenie. Znaczna część jednostek liczy powyżej 20-25 lat i niektóre statki będą musiały być złomowane. Wyzwań jest
więcej. Nerwowy jest np. rynek walutowy. Dolar się mocno osłabił w stosunku do euro oraz złotego. To wpływa na koszty portowe w Europie. Słaby dolar w stosunku do złotego oznacza również niższe pensje
marynarzy, co także nie jest dobre dla pracodawcy, bo może rodzić naciski płacowe. Bardzo trudna jest również sytuacja na rynku paliw. Tymczasem w zależności od długości podróży koszt paliwa wynosi od 20
do 25 procent kosztów eksploatacji frachtowca.
Zmagając się z tymi problemami, trzeba będzie jednak pozyskiwać środki na nowe statki.
Szacowana kwota na odnowienie tonażu to ok. 100-150
mln USD rocznie. Tyle powinniśmy wydawać, aby utrzymać pozycję i myśleć o rozwoju.
Jakie statki będziecie kupować?
Będziemy szli w kierunku grup tonażowych, w których jesteśmy
najmocniejsi. Mam na myśli masowce. W najbliższym czasie wzbogacimy się o 8-10 statków o nośności 38 tys. ton z pierwszego i drugiego kontraktu chińskiego. Zamówimy też jednostki do żeglugi na Wielkie
Jeziora Amerykańskie, potem prawdopodobnie panamaksy. Starzeje się też flota statków średnich z serii "kopalń". Dlatego około 2010 roku będziemy też musieli spojrzeć w kierunku tej grupy statków.
W PŻM obawiano się zmian własnościowych, twierdząc że najpierw trzeba zmienić prawo i wprowadzić szereg ustaw. Nadal armator jest więc firmą państwową, a takiej w okresach kryzysów trzeba
pomagać...
Do PŻM-u nikt nigdy nie dokładał. Podczas odbierania nominacji na dyrektora minister skarbu państwa Jacek Socha jasno i zdecydowanie powiedział, że przedsiębiorstwo nie ma co liczyć na
jakieś względy ze strony rządu czy budżetu państwa, bo nie ma na to środków. Odpowiedziałem, że my dotacji czy innej pomocy nie potrzebujemy. Potrzebujemy natomiast stworzenia odpowiedniego otoczenia i
warunków prawnych dla lepszego funkcjonowania. Jesteśmy natomiast świetnie zorientowani w problemach związanych z funkcjonowaniem polskiej żeglugi. Staramy się je zgłaszać odpowiednim ministerstwom,
parlamentowi a także podczas posiedzeń komisji trójstronnej.
Wywodzę się ze służb eksploatacyjnych i z tego punktu widzenia narodowa bandera zawsze była najlepsza. Chcielibyśmy, aby statki pływały pod
biało-czerwoną. Niestety, powrót pod nią uniemożliwia prawne otoczenie. Taniej jest pod wygodnymi flagami.
Jakie przekształcenie armatora byłoby najlepsze?
Na pewno nie komercjalizacja
jest najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Był to według twórców ustawy pomysł na etap przejściowy dla firm państwowych. Tylko że ten etap dla wielu z nich okazał się bardzo długi i w wielu wypadkach trwa do
dziś. Dla innych "etap przejściowy" był etapem ostatnim... W związku z tym Rada Pracownicza PŻM i kierownictwo firmy uważają, że w tej chwili komercjalizacja nie ma sensu. Jest natomiast potrzeba
rozmów i temu, mam nadzieję, będzie służył zespół, o którym niedawno wspomniał w Szczecinie wiceminister Krzysztof Żyndul. Zespół ten ma się zająć opracowaniem wizji przekształceń, jakim może ulec w
przyszłości PŻM. Osobiście nie sądzę, aby droga poprzez inwestora strategicznego była dla PŻM bezpiecznym wyjściem. Bo praktycznie oznaczałaby wejście do firmy konkurenta z rynku. Natomiast bardzo
ciekawym pomysłem jest próba znalezienia drogi prywatyzacji poprzez giełdę krajową lub zagraniczną.
Przypomnę, że w PŻM zawiązała się spółka pracownicza, która złożyła już dokumenty rejestracyjne w
Krajowym Rejestrze Sądowym. Mogłaby ona być istotnym elementem w prywatyzacji przedsiębiorstwa. Pracownicy mogliby liczyć na 15 proc. akcji firmy. Na pewno jednak nikt nie myśli o zagarnianiu państwowego
majątku.
Czy widzi pan miejsce w firmie dla byłego dyrektora?
Z chwilą wybrania mnie na dyrektora PŻM, Paweł Brzezicki zrezygnował z pełnienia funkcji przewodniczącego rady nadzorczej
Żeglugi Polskiej SA oraz z innych funkcji, jakie piastował w grupie PŻM. Aktualnie jako pracownik firmy jest do połowy lipca na zaległym urlopie. Natomiast po jego powrocie zastanowimy się co dalej.
Czy firma powróci w szereg członków Związku Armatorów Polskich, z którego wystąpiła po konflikcie poprzedniego kierownictwa firmy z ZAP?
To prawda, że w tej chwili działają dwa związki
armatorów (drugi powołała PŻM i należą do niego spółki z tej grupy armatorskiej red.). Czy dobrze to służy branży morskiej? Chyba nie, bo w jedności siła.
Czy pana zarząd porozumie się z
szefami tych związków zawodowych, które były w opozycji do poprzedniego kierownictwa?
Spotykam się i będę się spotykał z każdym, kto będzie chciał rozmawiać o firmie, ale w sposób spokojny,
rzeczowy i konstruktywny. Absolutnie jednak nie będzie mojej zgody na szkalowanie firmy. O mnie każdy może sobie mówić, co chce nie muszę się wszystkim podobać. Natomiast z PŻM jestem za bardzo związany;
dużo tu włożyłem serca i straciłem zdrowia.
Dziękuję za rozmowę.
Marek Klasa