Głównie w obrotach portów przegląda się niczym w zwierciadle stan gospodarki kraju, choć nie tylko
w nich. Czy owa maksyma, odwołująca się do tego, co się w portach działo w ciągu roku, który odszedł, wciąż, mimo upływu dziesiątków lat, potwierdza się? Czy i jak wysokie tempo wzrostu polskiej
gospodarki przełożyło się na dynamikę obrotów portu w Szczecinie i w Świnoujściu, które mimo ponawianych prób rozdzielenia obydwu organizmów, nadal stanowią naturalną całość. Można ze stuprocentową
pewnością stwierdzić, iż udał się obu dużym portom zachodniopomorskim rok 2004. Po pierwsze i najważniejsze, wyszły już ze sfery marzeń inwestycyjne zamiary pod nazwą Ostrów Grabowski i Półwysep
Katowicki. Budowa infrastruktury tego drugiego oraz Ostrowa Grabowskiego, na którym zlokalizowany zostanie niemały przecież terminal, o projektowanych obrotach 80 tys. dwudziestostopowych kontenerów
rocznie, ruszy nieodwołalnie za kilka miesięcy. I co najważniejsze, są już na to pieniądze. Co się zaś tyczy obrotów w portach ujścia Odry i Świny, to osiągnęły one pułap 15,5 mln ton. Były o blisko 9
proc. wyższe od tych w roku 2003. Mimo prognoz znacznej redukcji przeładunków węgla. Owa niespełniona prognoza to swego rodzaju miłe zaskoczenie. Tak wiele mamy wokół siebie spraw złych, smutnych, choć
możliwych do uniknięcia, więc to zaskoczenie może zadowolić nie tylko portowców. Przełożenie wzrostu gospodarczego na wysokość obrotów portu - jest faktem, choć wyraża się on nie tyle masą przeładowanych
towarów, ile tym, co się na nią złożyło, czyli wzrostem ilości przeładowanych kontenerów, a także drobnicy.
Żeby jednak nie zafascynować się wymową sytuacji przedstawionej powyżej - mniej
optymistycznie wygląda ona w polskim rybołówstwie, zwłaszcza po ostatnich rozstrzygnięciach unijnych, ograniczających możliwości naszych rybaków bałtyckich. Przyznane im limity nie tylko wymuszają
redukcję nakładu połowowego, ale także, skutkiem podziału Bałtyku na strefę zachodnią i wschodnią, te jednostki łowcze jakie nam jeszcze zostaną, nie bardzo będą miały co łowić. Czy takie rozwiązania były
dla nas rozwiązaniami jedynymi do przyjęcia? Chyba nie, ale najwidoczniej zabrakło z polskiej strony prób sięgania po rozwiązania inne, bardziej korzystne dla naszych rybaków.
Dwunastu
miesiącom roku minionego nie towarzyszyły - niestety - rozwiązania fiskalno-prawne, pozwalające na powrót statków naszej floty handlowej, spod bander obcych pod narodową. Nie powinno się też pominąć
"ruchów tektonicznych" w Polskiej Żegludze Morskiej. Mam na uwadze manewry podjęte przez 11 menedżerów tej firmy i ostrym sprzeciwie ministra finansów Skarbu Państwa. Finał sprawy jeszcze przed nami.
Mimo to nie wolno pominąć innych zapisanych w nim wydarzeń z obszaru żeglugi: rok 2004 zaowocował pierwszymi od dobrych kilku lat inwestycjami tonażowymi. Mam na uwadze budowę masowca "Kujawy",
pierwszego z serii zamówionych w Chinach, a także niedawno zakupione promy "Wawel" i "Gryf". Kolejny kontenerowiec z serii budowanych w Stoczni Szczecińskiej Nowej wrócił pod sam koniec minionego
roku z prób morskich. Stocznia ta, zmagając się ze skutkami niskiego kursu dolara i z szalejącymi cenami stali, nie bez wysiłku trzyma się na powierzchni i co więcej zdołała otworzyć sobie perspektywę
pękatym portfelem zamówień. Nie ma więc powodów, by na rok, który minął, zbytnio wybrzydzać. W każdym razie, nie z punktu widzenia spraw gospodarki morskiej regionu. Co nie znaczy, że nie mógł być to rok
dla niej lepszy.