Proces przeciwko Zbigniewowi Zalewskiemu coraz bardziej nabiera barw politycznych, a to za sprawą osób przewijających się
przez salę sądową. W piątek zeznawali: były wicepremier, były wojewoda, eurodeputowany i radny miejski. Wprawdzie niewiele mieli do powiedzenia, ale wydaje się, że najważniejsza była ich sama obecność w
sądzie.
Co miała znaczyć? Że znali nie tylko wiceprezydenta Zbigniewa Zalewskiego, ale również Jana S. - drugiego z oskarżonych. I że tamta ich znajomość, choć może niefortunna, była znajomością z
zupełnie innym człowiekiem niż ten, jakiego teraz widzą na ławie oskarżonych. Z ich zeznań wynika, że w łatach 90. S. znał wszystkich znaczących polityków w regionie. Spotykał się z nimi, z większością
był na "ty".
- Znam go od dziecka. Obaj pochodzimy z Czaplinka. Jesteśmy kolegami z jednej ulicy - twierdzi b. wicepremier Longin Komołowski, b. szef Zachodniopomorskiego regionu "Solidarności
". - Zawsze był energiczny, elegancko ubrany. Pomagał nam w czasie kampanii Lecha Wałęsy.
- Przedstawiał się jako człowiek sukcesu. Dość aktywny, zabiegający o kontakty z osobami o znanych nazwiskach
- charakteryzował kolegę z PC b. wojewoda zachodniopomorski Władysław Lisewski. - Jak dla mnie, to nawet zbyt natarczywie.
W czasie procesu S. zachowuje się jednak zupełnie inaczej. Sprawia wrażenie
osoby zupełnie zagubionej: odmawia składania wyjaśnień, potem znów się na nie godzi, by po chwili ponownie zamilknąć. Twierdzi, że jest chory i ma kłopoty ze słuchem. Poza tym cały czas nie ma obrońcy -
utrzymuje, że go na to nie stać.
Zeznający w piątek świadkowie nic nie wiedzieli o propozycjach korupcyjnych, których się rzekomo dopuścili oskarżeni.
- Nie wierzę jednak, by to, co Jan S. imputuje
Zbyszkowi Zalewskiemu, było prawdą - przyznał Piotr Jania, radny PiS, były szef PC.
Przypomnijmy więc. Obu mężczyznom zarzuca się próbę wyłudzenia 100 tys. zł łapówki od przedstawicieli firm, które
brały udział w przetargu na planowaną rozbudowę portowych nabrzeży - na Ostrowie Grabowskim i półwyspie Katowickim. Jan S. przyznał się do winy. Obciążył jednocześnie Zalewskiego informując oficerów
Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że działał na jego polecenie. Twierdził, że to były wiceprezydent dostarczył mu dokumenty mające pomóc biznesmenom w wygraniu przetargu. Zalewski od początku
konsekwentnie wszystkiemu zaprzecza. Twierdzi, że został w tę sprawę wmanipulowany.