Nie na długo ustały ataki morskich bandytów w rejonie akwenów południowo-wschodniej Azji. Na krótki czas zahamowało je tylko
tragiczne tsunami, które nawiedziło ten obszar w czasie Bożego Narodzenia. W okrytej złą sławą Cieśninie Malacca znów się pojawili, atakując statki jeszcze brutalniej. Na szczęście przez tamtejsze wody
spokojnie przepływa "Penelope", zbiornikowiec do przewozu płynnej siarki, którego właścicielem jest Polska Żegluga Morska.
W marcu zanotowano już kilka aktów agresji piratów: Ludzie ci podpływają
do burt jednostek szybkimi łodziami, uzbrojeni w pistolety maszynowe i... wyrzutnie rakiet mówi Krzysztof Gogol z PŻM, który od lat śledzi poczynania tych przestępców.
Zagrożeni są nie tylko marynarze
z dużych frachtowców, ale i załogi niewielkich jednostek, np. holowników czy pchaczy.
W marcu uzbrojona po zęby grupa 35 piratów zaatakowała płynący pod banderą indonezyjską chemikaliowiec "Tri
Samudra" o nośności 2,1 tys. DWT. Bandyci uciekli, zabierając ze sobą kapitana i starszego mechanika mówi Gogol.
Nic nie ukradziono, ale kilka dni później właściciel jednostki otrzymał przez telefon
żądanie zapłacenia 214 tys. USD okupu.
Dramatycznie potoczyły się wypadki podczas ataku na malezyjski holownik-pchacz "Highline". Załoga stawiła czynny opór, więc bandyci otworzyli ogień. W nogę
ranny został starszy mechanik. Również tu porwano dwóch oficerów, w tym kapitana. Podczas napaści jednostka pchała przed sobą barkę pełną węgla.
W tym samym miejscu piraci zaatakowali również inny
pchacz, tym razem japoński. Nie ograbili statku, lecz porwali trzech oficerów.
International Maritime Bureau, które zajmuje się przypadkami piractwa, uważa, że za ostatnimi atakami na statki stoi ta
sama grupa. Podobny jest bowiem scenariusz: uprowadzenia dla okupu, bez rabunku na statku. Biuro uważa, że stoi za tym jeden z kryminalnych syndykatów, związanych z rebeliantami w prowincji Aceh mówi
Gogol.
To właśnie ten rejon został dotknięty przez ostatnie tsunami. Miejscowe władze obawiają się, że wkrótce może dojść do ataków terrorystycznych na większą skalę.
Mówi się na przykład o
możliwości zablokowania żeglowności szlaku poprzez zatopienie wcześniej porwanego statku, czy też zaminowanie którejś z jednostek i wprowadzenie jej jako pływającej bomby do ruchliwego portu, tak dużego
jak np. Singapur mówi Gogol.
W ubiegłym roku na całym świecie w atakach pirackich zabito 30 członków załóg lub pasażerów. To znacznie więcej niż w 2003 r., mimo że spadła liczba samych ataków z 445 do
325. Jedna czwarta z nich wydarzyła się na wodach indonezyjskich.
Nie wiadomo, w jakim zakresie armatorzy spełniają żądania przestępców. Niewiele się bowiem o tym mówi. Gogol przytacza jeden
udokumentowany przypadek z kwietnia 2003 r., gdy znana firma shippingowa Maersk zapłaciła niewiele, bo 2,5 tys. USD okupu za porwane załogi na wodach nigeryjskich.
Problemem piractwa postanowiła się
zająć Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO). W tym roku w Jakarcie ma się odbyć spotkanie, na którym zastanawiać się będą, jak uporać się z plagą. IMO jest zdania, że problem może być rozwiązany tylko
wówczas, jeżeli zostaną na tych wodach wprowadzone stałe wspólne patrole marynarek wojennych Indonezji, Malezji i Singapuru.
Takie patrole wykluczają jednak dwa pierwsze kraje. Uważają one, że trzy
kraje powinny się między sobą dzielić jedynie informacjami, które mogłyby się przyczynić do ujęcia sprawców napadów. Nie wyobrażają sobie natomiast działania jednostek obcej marynarki wojennej na swoich
wodach terytorialnych.