Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w sprawie promu Jan Heweliusz, po raz kolejny przypomniał tragedię
sprzed 12 lat i rozmiary nieszczęścia, jakie spadło na rodziny i bliskich ofiar. Opinia publiczna obserwowała kroki prawne podjęte w tej sprawie przed polskimi sądami powszechnymi oraz wspomnianym
Trybunałem. Przedmiotem zainteresowania stało się także, podjęte z urzędu, postępowanie przed izbą morską. Wszystkie te działania wywoływały i wywołują nadal szereg ocen i poglądów ujawnianych w toku
procesów i przez media, dotyczących okoliczności faktycznych i aspektów prawnych wypadku. W obliczu wypowiedzi emocjonalnych, podyktowanych rozpaczą osób dotkniętych skutkami tragedii, należy, oczywiście,
zachować milczenie. Niektóre poglądy osób postronnych, przytaczane przez media, dość skutecznie dezinformują opinię publiczną. W jednym z czasopism przeczytałem np. surową krytykę izb morskich za to, że
nie przyznały rodzinom ofiar stosownych odszkodowań, choć wiadomo, że organy te nie mają żadnych takich możliwości. W audycji radiowej nazwano izby morskie "wymysłem komunistów z PRL", choć powołano
je w 1925 r. Ktoś inny z kolei, określił wyrok Trybunału Praw Człowieka jako niedopuszczalną ingerencję Unii Europejskiej w polski porządek prawny, choć Trybunał nie ma z Unią nic wspólnego. Kwotę
przyznaną rodzinom ofiar przez strasburski Trybunał określano kilkakrotnie jako odszkodowanie za utratę życia, choć świadczenie to (zresztą niewielkie) nosi charakter zadośćuczynienia za naruszenie prawa
do uczciwego sądu. Można przytoczyć tu więcej przykładów takich bałamutnych stwierdzeń.
Tragedia Heweliusza i orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zwróciły jednak uwagę na
rzeczywisty problem, jakim jest ocena statusu i funkcjonowania izb morskich w Polsce. Charakter prawny tych unikatowych struktur i ich usytuowanie w systemie organów państwa, od dawna budzą spory w
polskiej doktrynie prawa morskiego. Ważnym elementem tej dyskusji powinny stać się poglądy Trybunału w tym względzie, wyrażone w przywołanym orzeczeniu.
Stwierdzono w nim, że w sprawie
Heweliusza doszło do naruszenia prawa stron do rozpoznania ich sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd, tj. do złamania art. 6 § 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Trybunał uznał, że izby morskie
nie mogą być uważane za takie sądy, bowiem od ich decyzji nie przysługuje odwołanie, zaś przewodniczącymi i wiceprzewodniczącymi tych organów są osoby powoływane i odwoływane przez ministra
sprawiedliwości, w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw gospodarki morskiej, a zatem zależne od tych organów. Wszyscy występujący do izb morskich i oczekujący rozstrzygnięcia ich spraw (ang.
applicants, fr. - requerants) nie mogli zatem oczekiwać uczciwego procesu. W orzeczeniu znajdujemy także pogląd, że wprawdzie w polskim ustawodawstwie, dotyczącym izb morskich, nastąpiły ostatnio zmiany
(chodzi zapewne o nowelę do ustawy o izbach morskich z 5 marca 2004 r.), jednakże nie przewidziano w nich możliwości odwołania się w sprawach prawnych od orzeczeń odwoławczej izby morskiej.
W
krótkiej notatce trudno odnieść się do prawnych poglądów wypowiedzianych w obszernym orzeczeniu Trybunału. Być może, będzie ku temu inna okazja. W tym miejscu warto jedynie zasygnalizować, że niektóre
opinie Trybunału są dyskusyjne, inne wynikają z jawnego nieporozumienia.
Oczywiście, kluczowym pytaniem jest, czy izby morskie mogą być traktowane jako sądy w rozumieniu art. 6 Europejskiej
Konwencji Praw Człowieka. Jak wspomniałem, sprawa od dawna budzi różnice zdań w doktrynie zaliczającej te organy, do grupy specyficznych organów sądowych, organów administracji morskiej, albo też do form
pośrednich, o mieszanym, sądowo-administracyjnym charakterze. W strukturze i działalności izb morskich dostrzega się wyraźnie znamiona cechujące organy sądowe: niezależność w zakresie orzecznictwa,
przyjęty tryb postępowania, niezawisłość składów orzekających, wyraźne oddzielenie od struktur administracji morskiej. Z drugiej wszakże strony, izby wykazują oczywiste cechy organów administracyjnych,
szczególnie gdy chodzi o część ich kompetencji. Spośród różnorodnych opinii klasyfikacyjnych, przewagę zyskuje pogląd zaliczający izby morskie do państwowych organów quasi-sądowych.
Protagoniści
zapatrywania o czysto sądowym charakterze izb morskich, podzielanego przez Trybunał, przedstawiają argumenty nie w pełni przekonywujące. Izby morskie mają niewątpliwie państwowy charakter (są państwowymi
jednostkami budżetowymi), ale nie jest to istotny wyróżnik, bowiem istnieją w Polsce - jak wiadomo - organy sądowe nie mające charakteru państwowego. Dodajmy, że izby morskie nie wydają orzeczeń w imieniu
Rzeczypospolitej Polskiej, lecz we własnym imieniu. Stosowanie przepisów procedury karnej nie jest wyłączną domeną organów wymiaru sprawiedliwości, o czym wie każdy telewidz oglądający posiedzenia
sejmowych komisji śledczych. Izba morska nie rozpoznaje sporów (z wyjątkiem sporów o podział wynagrodzenia za ratownictwo pomiędzy członkami załogi statku), lecz bada przyczyny wypadków morskich; nie ma
tam zatem powoda, pozwanego, oskarżonego i oskarżyciela, lecz jedynie zainteresowani, o dość szerokich uprawnieniach. Warto także pamiętać, że w sprawie związanej z zatonięciem statku, izby morskie
działają z urzędu i nie trzeba żadnych wniosków osób zainteresowanych, które inicjowałyby postępowanie.
O charakterze izb morskich nie może także przesądzić fakt ich działania przy sądach
powszechnych. Są w Polsce inne organy działające także przy sądach powszechnych (np. komornicy), co nie zmienia ich charakteru prawnego. Jestem ponadto zdania, że o usytuowaniu jakiegokolwiek organu w
strukturze państwa polskiego nie może przesądzać brzmienie międzynarodowej konwencji lub poglądy nawet najbardziej szacownych instytucji międzynarodowych, lecz treść Konstytucji RP. Ta zaś, w art. 175,
stwierdza, że wymiar sprawiedliwości w naszym kraju sprawuje Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe. W żadnej z tych kategorii nie mieszczą się - moim zdaniem - izby
morskie. Nieporozumieniem wydaje się także zarzut podporządkowania organom administracji orzekających w sprawie przewodniczących i wiceprzewodniczących izb. Szkoda, że polski sędzia, orzekający w sprawie,
nie wyjaśnił swoim kolegom, iż w naszym kraju sędziowie w zakresie orzecznictwa nie podlegają żadnym ministrom, tylko Konstytucji i ustawom. Wydaje się także, że Trybunał przeoczył istniejącą już w naszym
prawie możliwość odwołania od orzeczenia odwoławczej izby morskiej do sądu apelacyjnego w sprawach, w których orzeczono zawieszenie lub pozbawienie prawa wykonywania uprawnień w żegludze morskiej.
Orzeczenie Trybunału nie jest prawomocne. W terminie 3 miesięcy od jego wydania, można odwołać się do 17-osobowego składu Wielkiej Izby Trybunału, po uzyskaniu pozytywnej opinii 5-osobowego składu
sędziowskiego. Mimo nasuwających się krytycznych spostrzeżeń co do orzeczenia, jestem zdania, iż nie należy składać wniosku odwoławczego, który opóźniłby ew. uprawomocnienie się wyroku. Poszkodowane
rodziny zbyt długo czekają na sprawiedliwe zamknięcie sprawy. Doniesienia prasowe mówiły o zmiennych losach roszczeń odszkodowawczych dochodzonych przed polskimi sądami powszechnymi. Zasądzone w
Strasburgu skromne kwoty nie są w żadnym wypadku zadośćuczynieniem za śmierć bliskich, mogą jednak w pewnym stopniu wesprzeć sytuację majątkową rodzin ofiar tragedii. Orzeczenie Trybunału winno być także
bodźcem do dalszych prac nad udoskonaleniem treści ustawy o izbach morskich.