Rozmowa z Edwardem Radziewiczem, prezesem spółki Drobnica Port Szczecin w latach 2000-2001
"KURIER":
Jakie są główne przyczyny konfliktu w Drobnicy z punktu widzenia byłego prezesa?
E. Radziewicz: Moim zdaniem, do obecnego konfliktu przyczyniły się zakusy likwidacji tej spółki pracowniczej oraz
rywalizacja o to, kto obejmie po niej schedę. Wszyscy bowiem zdawali sobie sprawę, że nigdzie na świecie spółka pracownicza się nie udała, i nawet w Ameryce akcjonariat pracowniczy poniósł porażkę.
Pierwsze apetyty na Drobnicę pojawiły się już w okresie zmian politycznych w 2000 roku. Inicjatorami próby przejęcia byli panowie: Trzciński, Montwiłł oraz prof. Dorozik. Chcieli wykupić całą
suprastrukturę, czyli narzędzia pracy, po to, aby je potem dzierżawić portowym spółkom. Jednak dzięki "mojej" radzie nadzorczej w Drobnicy udało się to zablokować. Z tą chwilą stałem się dla wielu
osób wrogiem publicznym nr 1.
Kolejna sprawa to uchwała, którą w grudniu 2000 r. próbował "przepchnąć" Montwiłł.
Na czym miała polegać?
Ówczesny prezes portów chciał puścić na wolny
rynek udziały pracowników. Chwała Bogu, że to nie przeszło. Oczywiście, pomysł poszedł na moje konto, co było nieprawdą. Moim projektem było natomiast, aby w związku ze zmianami w Kodeksie spółek
handlowych podnieść wartość jednego udziału z 50 zł do wymaganych 500 zł. Próbowałem więc przekonać pracowników, aby wypracowane przez nich pieniądze, zwane kapitałem zapasowym, przekształcić w kapitał
założycielski. Krótko mówiąc, w firmie pieniędzy by nie ubyło, ludzie nie musieliby ich też wykładać z kieszeni, natomiast łączny udział pracowników w spółce zwiększyłby się z 200 tys. zł do 2 mln zł.
Co by to dało?
Przypomnę, że kilkanaście miesięcy temu walne zgromadzenie udziałowców Drobnicy podniosło kapitał spółki do 5 mln zł. Gdyby wcześniej doszło do proponowanej przeze mnie
operacji, to w obecnym układzie załoga miałaby ok. 40 proc. udziałów i liczyłaby się jako partner. Ale gdy to proponowałem, do władzy doszedł Miller, a wraz nim do akcji ruszyła "egzekutywa" w
Drobnicy w osobie pana Sokołowskiego, dysponenta udziałów załogi i zaczęła zbierać podpisy. Niby chodziło o to, żeby mnie zdjąć ze stanowiska, a tak naprawdę, żeby nie podnieść tego kapitału i
wyeliminować pracowników jako liczących się udziałowców.
No i stało się, a zawalili pracownicy; minęły dwa lata i w 2003 roku została "przepchnięta" uchwała podobna do tej, jaką proponował
Montwiłł w grudniu 2001 r. Pracownicy bez walki oddali swoje udziały i spółka pracownicza stała się trupem. Teraz załoga nic nie może już zrobić, gdyż na jeden udział każdy musiałby dołożyć po 450 zł a ma
ich przeciętnie cztery. Tymczasem ja proponowałem dać wirtualnie każdemu do ręki po 1800 zł. Obecnie nad tym trupem siedzą trzej "oprawcy" trzy grupy, które chcą spółkę zawłaszczyć.
Jakie to
grupy?
Pierwsza to grupa Furkiotisa, która się ciężko napracowała, żeby doprowadzić do uzyskania kontroli nad Drobnicą, a jednocześnie kosztem zarobków pracowników spłacała zobowiązania, aby w
momencie przejmowania firmy jej konto było przynajmniej zerowe.
Druga grupa jest natomiast związana z Bulk Cargo-Port Szczecin. To nie przypadek, że w Drobnicy jako nowy prezes pojawił się p.
Kowalewski, człowiek p. Trzcińskiego. Prezes Trzciński faktycznie choć nie znam dokładnie liczb przejął kontrolę nad Bulk Cargo. W tej chwili chce swoje imperium poszerzyć o Drobnicę. Aktualnie więc się
toczy walka między tymi dwoma grupami. Proszę zwrócić uwagę, że każda z nich ma za plecami zorganizowaną grupę tzw. działaczy związkowych, którym tak naprawdę nie chodzi interes związków, lecz o to, żeby
się mogli przykleić do poszczególnych układów, wietrząc w tym własny interes.
A trzecia grupa?
Ta mocno się czai i wniosła najwięcej zamieszania w Drobnicy. To spółka-matka, czyli Zarząd
Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. To kilkaset osób, które nie orzą, nie sieją, lecz zbierają. Mało tego, nawet tworzą zyski i publicznie się tym popisują. A wiadomo, że prawie wszystkie środki
oprócz opłat tonażowych to pieniądze wyssane ze spółek portowych. To ta spółka-matka była najbardziej zabójcza dla funkcjonowania portowych spółek pracowniczych.
Co z tego wynika dla samej
Drobnicy?
Na razie jest pat i problem, co z nim zrobić. Według mnie uchwała, w efekcie której za p. Furkiotisa w firmie pojawili się jako inwestorzy trzej spedytorzy, tworzy pewną przyzwoitą
jakość. To naprawdę niezłe rozwiązania spedytorzy i firma przeładunkowa. Szkoda tylko, że z gry wyeliminowano pracowników. Jestem przekonany, że gdyby związki zawodowe odegrały tu taką rolę, jaką powinny
odegrać, opracowując wspólną strategię w stosunku do przyszłego "pana", dziś byłoby zupełnie inaczej. Jest jeszcze na to czas.
W tej firmie musi być przeprowadzona restrukturyzacja, więc w
przyszłości bez zwolnień się nie obejdzie. W przekształceniu nie tylko tej portowej firmy mogłaby pomóc spółka-matka. Nie musiałaby wyłożyć złotówki. Wystarczyłoby, że koszty restrukturyzacji zostałyby
rozliczone np. w pomniejszonym czynszu.
Daje pan dobre rady załodze, która przecież nie przepadała za panem.
I załodze, która mnie nie lubiła, a i ja za nią przestałem przepadać. Chcę
przypomnieć, że jej głównym atutem jest obsługa sprzętu. W tej firmie wszystko można wymienić zarząd czy administrację, ale nie da się wymienić "kręgosłupa", który konserwuje i obsługuje sprzęt
przeładunkowy. Bez nich żaden zarząd nic nie wymyśli. I gdyby ci ludzie się ze sobą dogadali nawet poza związkami to ich głos w kwestii przyszłości Drobnicy miałby znaczenie zasadnicze.
Nie lubi
pan związków?
W zakładach pracy nie są one kierowane merytorycznie, lecz politycznie. W porcie np. utworzono strukturę ponadzakładową, której szefem jest osoba zasiadająca w radzie nadzorczej
ZMPSiŚ bierze więc pieniądze ze spółki-matki. Czy taki przewodniczący zrobi najmniejszy ruch, żeby ulżyć spółkom portowym?
Dziękuję za rozmowę.