W poprzednim numerze "Namiarów" opublikowaliśmy artykuł Jaroslava Vanousa, z praskiego przedstawicielstwa gdyńskiego
portu i Euroafriki. Mamy sygnały, że wywołał on żywy oddźwięk wśród naszych Czytelników. Obraz polskiej gospodarki morskiej, a zwłaszcza poczynań jej przedstawicieli na rynku naszych południowych
sąsiadów, jaki wyłonił się z opinii zewnętrznego obserwatora, wypadł - mówiąc delikatnie - mało pochlebnie. Nieuczciwość, dumping, wzajemne podgryzanie, nieetyczne działania, zaniedbania i brak
profesjonalizmu, brak koordynacji i polityki - to tylko część wymienionych przez dr. Vanousa, zjawisk. Jeśli ktoś się jeszcze zastanawiał, dlaczego czeski i słowacki tranzyt, niegdyś tak powszechny w
polskich portach, teraz ich unika - to teraz już wie.
W zasadzie nie ma się czemu dziwić. Wszystkie te zjawiska występują powszechnie na naszym rynku wewnętrznym, więc to normalne, że przenoszą
się na zewnątrz. Na konferencji naukowej poświęconej portom, która odbyła się niedawno w Szczecinie, jej uczestnicy również wskazywali na "bratobójcze" działania polskich portów, a nawet
poszczególnych firm, działających na ich terenie. Wskazywano tam, że błędy popełnione podczas transformacji gospodarki sprawiły, iż nasze porty bardziej są nastawione na konkurencję między sobą, niż z
zewnętrznymi, zagranicznymi rywalami, co świadczy o swego rodzaju patologii, a w każdym razie o braku skoordynowanej polityki portowej.
Gdy dochodziła do władzy obecna ekipa rządowa, wśród
licznych dokumentów, które miały stanowić wytyczne do jej działania, były również założenia przyszłej polityki morskiej. Mimo upływu paru lat, trudno byłoby znaleźć choć jeden punkt z tej listy
"pobożnych życzeń", który udało się zrealizować. Kiedy zmieniły się zarządy portów w Gdańsku i Gdyni, ich prezesi, w licznych publicznych wystąpieniach, wyrażali wolę zacieśniania współpracy, aż do
powołania wspólnej administracji obu portów włącznie. Gwoli prawdzie należy powiedzieć, iż nadal taką wolę publicznie wyrażają, z tym że za słownymi deklaracjami nie idą żadne konkretne działania. Mówi
się o łączeniu poszczególnych portowych spółek, o badaniu, czy łączenie zarządów byłoby w ogóle korzystne, a także o odłożeniu tego wszystkiego na dalszą przyszłość, gdyż zarządy zbyt są obecnie zajęte
prywatyzacją portowych spółek, by sobie zaprzątać głowę podobnymi problemami. To potwierdzałoby podniesioną na szczecińskiej konferencji tezę, "że porty tak są zajęte tym, co się dzieje wewnątrz nich,
że nie mają głowy do takich "drobiazgów", jak prowadzenie agresywnego, skutecznego marketingu na zapleczu. (Otwarcie jednego, czy nawet paru biur lub przedstawicielstw może stanowić początek takiego
marketingu, ale nie jego ukoronowanie.)
A tymczasem porty zagraniczne już tam są, prowadzą duże, skoordynowane akcje promocyjne, otwierają terminale, połączenia kolejowe...
Nie ma się
co dziwić dr. Vanousowi, że porównując te działania z nieporadnymi poczynaniami polskiego "przemysłu morskiego" doszedł do swoich gorzkich wniosków - i dał temu wyraz na naszych łamach. "Jak cię
widzą, tak cię piszą" - mówi stare przysłowie.