Co czeka stocznię w roku przyszłym? Na pewno walka z cenami stali i kursami walut. Sprawę tę poruszył niedawno Zbigniew Stypa,
wiceprezes Stoczni Szczecińskiej Nowej. Stwierdził, że założenia budżetu państwa, w którym są przecież pieniądze na wsparcie dla sektora okrętowego, "rozmijają się z tym, co widać na rynku oraz z
prognozami banków".
Co się będzie działo z budżetem, jeżeli kursy walut będą się układały według prognoz Pekao SA, który zaprognozował na przyszły rok kurs dolara na poziomie 2,97 złotego? alarmował
Stypa.
Dla stoczni, która jest eksporterem, oznaczałoby to kolejne straty. Życie wyprzedziło jednak prognozy bankowców i dolar spadł poniżej trzech złotych jeszcze przed świętami.
Nie tylko
szczecińscy stoczniowcy mają problem z rekordowym spadkiem tej waluty. Zaniepokojony jest także prezes Stoczni Gdynia: Tu nie pomogą żadne negocjacje (cen za statki red.). Armatorzy twierdzą, i trudno im
się dziwić, że to nasza wewnętrzna sprawa powiedział w grudniu jednej z trójmiejskich gazet. Ten kurs psuje wszystkie nasze prognozy. Plan restrukturyzacji stoczni tworzyliśmy przy poziomie 3,8 zł za
dolara i wydawało się, że to niski kurs. A teraz mamy 3,1 zł za dolara.
Prezes Stoczni Gdynia poinformował, że próbuje kontraktować umowy w euro, ale rynek okrętowy tradycyjnie rozlicza się w dolarach
i armatorzy nie kwapią się do takiej zmiany. Na razie gdynianom udało się podpisać umowy na trzy statki, gdzie część kontraktu zaledwie niecałe 20 proc. wartości jednostek jest w euro. Podobne dylematy ma
kierownictwo stoczni w Szczecinie, które już trzykrotnie renegocjowało z armatorami ceny za budowane statki.
Obawy o przyszłość sektora okrętowego w Polsce starał się niedawno uspokajać wiceminister
gospodarki Jacek Piechota: Dylemat czy chcemy stoczni został rozstrzygnięty już w 2002 r. stwierdził w Szczecinie na konferencji Region 2004.
W chwilę potem dość zagadkowo zastrzegł jednak: Ale nie w
każdych warunkach i za każdą cenę. Branża musi dążyć do uzyskiwania wiarygodności, co niekoniecznie musi osiągać, zwłaszcza w tak ekstremalnych warunkach.
Podczas tamtego spotkania przedstawiciele
samorządu i stoczniowcy dowiedzieli się, że rząd jest zdecydowany dotować nierentowne kontrakty do 6 procent ich wartości.
Subwencje, które obowiązywałyby w 2005 roku, to tylko jeden ze sposobów
pomocy zapisany w opracowaniu resortowym, które pokazał dziennikarzom wiceminister Piechota. Przyznał on, że naszym stoczniom trudno jest uzyskać gwarancje Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych czy
państwa na kredyty niezbędne do budowy statków. Dlatego w tym dokumencie pojawia się propozycja finansowania poprzez długoterminowe obligacje emitowane przez Korporacje Polskie Stocznie bądź Agencję
Rozwoju Przemysłu.
Korporacja Polskie Stocznie ma być czymś w rodzaju opiekuna stoczni produkcyjnych ze Szczecina i Trójmiasta. Andrzej Stachura, prezes Stoczni Szczecińskiej Nowej, uważa, że to dobry
pomysł. Obawia się jednak o siłę przebicia takiej "czapy", gdy będzie musiała np. załatwiać kredyty komercyjne w bankach. Do tej pory bankowcy pożyczali, bo gwarantem było państwo. Ten rok pokaże, czy
stocznie pod takim patronatem poradzą sobie na rynku.