Szczecin. Byli prezesi stoczniowego holdingu walczą o odszkodowanie i zadośćuczynienie za szkody wywołane niesłusznym zatrzymaniem i tymczasowym aresztowaniem. Proces zaczął się w kwietniu 2011 roku w Sądzie Okręgowym.
Historia rozpoczyna się w lipcu 2002 roku - wtedy sąd ogłosił upadłość Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA. Członkowie zarządu firmy zostali tymczasowo aresztowani. Prokuratura oskarżyła ich o narażenie spółki na szkody w wysokości ponad 63 mln zł. Proces rozpoczął się w październiku 2004 roku. W kwietniu 2008 roku, szczeciński Sąd Okręgowy uniewinnił Krzysztofa Piotrowskiego, Ryszarda Kwidzińskiego, Grzegorza Huszcza, Zbigniewa Gąsiora, Andrzeja Żarnocha, Arkadiusza Goja i Marka Tałasiewicza od zarzucanych im czynów. Prokuratura złożyła apelację od tego wyroku. W maju 2010 roku byli prezesi prawomocnie zostali uznani za niewinnych. Prokuratura złożyła kasację od tego orzeczenia. Ale w październiku Sąd Najwyższy oddalił ten wniosek. Sprawa została ostatecznie zakończona.
Byli prezesi walczą teraz o odszkodowanie i zadośćuczynienie za szkody wywołane niesłusznym zatrzymaniem oraz tymczasowym aresztowaniem. W kwietniu 2011 roku, w szczecińskim Sądzie Okręgowym, rozpoczął się proces w tej sprawie. Były prezes stoczniowego holdingu Krzysztof Piotrowski swoje roszczenia wyliczył na 1,4 miliona złotych. To odszkodowanie m.in. za utracone pobory od 2002 roku do zakończenia procesu karnego oraz zadośćuczynienie. Kilkuset tysięcy zł więcej domagał się Grzegorz Huszcz. Marek Tałasiewicz (aktualny przewodniczący sejmiku województwa zachodniopomorskiego) Żądał kilkudziesięciu tysięcy złotych
Ale proces byłego zarządu Porty Holding o odszkodowanie nie został rozstrzygnięty. Bo zachorowała sędzia - przewodnicząca składu orzekającego. Po kilku miesiącach okazało się, że sprawa musi trafić na wokandę jeszcze raz. Ponowny proces rozpoczął się we wrześniu ubiegłego roku.
Kolejna rozprawa rozpoczęła się od dokończenia przesłuchania byłego prezesa stoczniowego holdingu - Krzysztofa Piotrowskiego. Mówił on m.in. o tym jak próbował znaleźć pracę po opuszczeniu aresztu.
- Po kampanii zorganizowanej przez media i czynniki rządowe w kraju nie miałem możliwości znaleźć pracy. Próbowałem szukać za granicą. Ale miałem zabrany paszport w związku z toczącym się postępowaniem karnym. Zawsze przeszkodą było oskarżenie o defraudację państwowych pieniędzy. Byłem uziemiony na wszystkich poziomach - zeznawał eksprezes.
Udało mu się znaleźć zatrudnienie w trójmiejskim Centromorze. Potem - w listopadzie 2005 roku otrzymał pół etatu na Politechnice Poznańskiej. Tuż po nim swoje zeznania składał Ryszard Kwidziński - przed aresztowaniem wiceprezes Porty Holding oraz prezes Stoczni szczecińskiej SA. Swoje roszczenia wyliczył na 1,2 mln złotych.
- Na tę kwotę składa się m.in. 1,2 mln zł utraconych zarobków. To wynik pomnożenia 40 miesięcy razy 45 tys. zł, czyli okresu od kiedy skończyła się moja umowa o pracę w obu firmach - wrzesień 2002 roku i różnica pomiędzy średnim wynagrodzeniem z kilku lat, które uzyskiwałem na obu stanowiskach a wynagrodzeniem, które otrzymywałem po wrześniu 2002 roku. aż do końca 2005 roku - czasu kiedy miała się zakończyć kadencja zarządu - tłumaczył Kwidziński.
Walka o odszkodowanie za szkody wywołane niesłusznym zatrzymaniem oraz tymczasowym aresztowaniem to nie pierwszy bój byłych członków zarządu o pieniądze. W 2011 roku szczeciński Sąd Rejonowy przyznał czterem członkom zarządu Porty Holding inne odszkodowanie - za zaległe wynagrodzenia, wcześniejsze rozwiązanie z nimi umów oraz ekwiwalent za niewykorzystany urlop plus odsetki. Krzysztof Piotrowski otrzymał wtedy 1,6 mln. zł, Grzegorz Huszcz - 1,4 mln. zł, Ryszard Kwidzyński 1, 2 mln tys. zł, Marek Tałasiewicz - 1,2 mln. zł a Zbigniew Gąsior 1,4 mln zł.