Już 10 lat temu "NIE" storpedowało "Gawrona".
Dokładnie za miesiąc minie 10 lat, od kiedy po raz pierwszy tygodnik "NIE" napisał, że budowanie przez Polskę wojennej floty oceanicznej jest kompletnym obłędem. Wyszło na nasze. Szkoda, że tak długo musieliśmy czekać. I tak drogo.
Donald Tusk 24 lutego 2012 r. po spotkaniu z Ministrem Obrony Narodowej Tomaszem Sie-moniakiem: Rozmawialiśmy o różnych sprawach, które składają się na program racjonalizacji wydatków - od zamknięcia kosztownego i - użyję mocnego słowa - bezsensownego w swojej istocie projektu korwety "Gawron", tego najdroższego kadłuba świata, jak złośliwie się mówi. (...) Potrzeby militarne obiektywnie opisane też nie wskazują na potrzebę budowy i użytkowania dużych jednostek w Marynarce Wojennej na Bałtyku.
"NIE" nr 14/2002 z 4 kwietnia 2002 r. w publikacji "Marynarka XXL": W Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni położono już stępkę pod pierwszą z siedmiu planowanych korwet rakietowych. Każda z nich ma mieć do 800 ton wyporności i zdolność wychodzenia na Atlantyk. Jak mówią w marynarce, "są może dla nas za duże, ale tylko ciut". (...) Polska jest krajem lądowym, mającym zaledwie 500 km linii brzegowej nad małym morskim akwenem, na którym nie ma możliwości prowadzenia operacji morskich na wielką skalę. Wbrew temu rozpoczęła budowę potężnej floty oceanicznej i realizację kontraktów porównywalnych z zakupem samolotów. Nie toczy się wokół tego żadna dyskusja, nie interesują się tym tematem ani politycy, ani media.
Gawron na dachu
I przez lata nikt się nie interesował, a myśmy pisali i pisali...
- "NIE" nr 38/2006: Minister obrony narodowej kaczej koalicji Radek Sikorski ogłasza, że program budowy korwety wielozadaniowej "Gawron" będzie kontynuowany. O jakim kontynuowaniu może być mowa - trudno dociec. Jeśli potraktować poważnie słowa ministra Sikorskiego, to kontynuowanie programu budowy "Gawrona" ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy wybudujemy tych okrętów kilka. Jeden bowiem może służyć tylko do machania banderą na wietrze. Na budowę kilku naszego kraju absolutnie nie stać. Nie ma na to pieniędzy i nie będzie.
- "NIE" nr 51-52/2007: Proszę Państwa, minęło 6 lat od rozpoczęcia budowy pierwszego i jak dotychczas jedynego "Gawrona", a on dalej nie jest ukończony. Rekord świata! Normalnie budowa kadłuba i wyposażanie powinno trwać od 6 miesięcy do - niech już będzie - roku. (...) Stocznia Marynarki Wojennej w Gdyni, która miała na budowie korwet zarobić, poniosła ogromne straty finansowe. Kilkakrotnie stała przed widmem masowych zwolnień i kilkakrotnie przymierzano się do ogłoszenia jej upadłości.
- "NIE" nr 37/2008: Korweta o kryptonimie "Gawron" ma poród kleszczowy - rozpoczęto ją w roku 2001, a kadłub jeszcze nie jest zmontowany. (...) Przy tym tempie budowa rozciągnie się na po-nad 20 lat, a "zabawka" ma kosztować co najmniej 1,2 mld zł.
- "NIE" nr 40/2009: Nie da się także ukryć, że ta budowa "Gawrona" przez ostatnie lata była jedynym uzasadnieniem funkcjonowania Stoczni Marynarki Wojennej. To z tej kasy było na pensje dla - uwaga, uwaga! - 1300 pracowników stoczni, z których tylko - uwaga, uwaga! - 500 to byli pracownicy zatrudnieni w produkcji. Cała reszta to rozmaicie rozumiana administracja.
- "NIE" nr 30/2010: O rekordzie świata w budowaniu korwety "Gawron" w Stoczni Marynarki Wojennej trwającej od 2001 r. także pisaliśmy wielokrotnie. Jeśli w ogóle kiedykolwiek ją zbudujemy (w co wątpię), to prototypowy model będzie nas kosztował ponad miliard złotych. Aby wojsko morskie miało jakikolwiek sens, powinno mieć co najmniej 3 "Gawrony".
- "NIE" nr 13/2011: Jego wielozadaniowość ("Gawrona" - przyp. W.K.) powoduje, że nie wiadomo, do czego się nadaje i na jaki akwen jest przeznaczony. Jest za mały, żeby posadzić na nim śmigłowiec (zresztą nie ma hangaru) albo przewieźć choćby dwa plutony komandosów ze sprzętem (nie ma miejsca na składowanie nawet 2 kontenerów). Nie może też służyć do strzelania w kierunku lądu. Czyli nie nadaje się do dalekomorskich operacji "przywracania demokracji". Na pływanie po Bałtyku korweta wielozadaniowa jest z kolei za duża.
Dorzućmy, że nie o samego "Gawrona" tu chodzi, ale również o słuszne zaniechanie ładowania ciężkiej kasy w 2 amerykańskie fregaty rakietowe, szroty nazwane przez nas dumnie ORP "Gen. T. Kościuszko" i ORP "Gen. K. Pułaski". Za tzw.
dary musieliśmy zapłacić 50 min dolarów, co się okazało poniewczasie. Niesprawne bojowo już w momencie przypłynięcia do Polski, pochłonęły, na nasz gust, co najmniej 45 min dolarów wrzuconych w remonty (MON nie chce się przyznać, ile). I tak nie uzyskały pełnej wartości bojowej. Także o tym bezsensie pisaliśmy wielokrotnie.
Majtki we mgle
Facet, który był inicjatorem tych wielko-oceanicznych przedsięwzięć, to ówczesny dowódca Marynarki Wojennej admirał Ryszard Łukasik, który zanim został dowódcą wszystkich okrętów, dowodził tylko jednym kutrem.
Łukasik uwodził kolejnych prezydentów. Od Kwaśniewskiego przez Kaczyńskiego aż po Komorowskiego. Każdy z nich lubił wypoczywać na Helu, gdzie Kancelaria Prezydenta posiada ogrodzoną od świata wielohektarową rezydencję.
A jak do niej dotrzeć, skoro latem na drogach Wybrzeża korki takie, że szpilki nie wciśniesz? Najlepiej wojennym okrętem w otoczeniu stosownych rangą oficerów. Kariera Łukasika nie zakończyła się więc po odejściu z mostka dowódcy marynarzy. Kwachu zrobił go członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i jednocześnie zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Kaczor nie tylko go nie wywalił, ale nawet podniósł oczko wyżej, bo uczynił szefem BBN. I patrzcie państwo - przy Komorowskim Łukasik też się uchował. Jest członkiem Zespołu Doradczo-Konsultacyjnego przy Komisji Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego. W ostatnim roku urzędowania Łukasik jako szef floty zaprosił Urbana, żeby mu wyjaśnić, iż ataki "NIE" na marynarkę są błędne. Urban chciał wiedzieć m.in. po co nam stare amerykańskie fregaty, które mają uzupełniać atlantycką flotę NATO. USA dają nam prezent po to, żebyśmy za własne pieniądze wyposażali okręty na ich użytek. Admirał nie wytłumaczył niczego.
Lansowany przez Łukasika program rozbudowy floty na lata 2001-2006 przyjął rząd Jerzego Buźka. Rząd Leszka Millera miał być wykonawcą tego programu.
Leszek Miller, były marynarz, były premier, a obecny poseł z Gdyni, który kładł stępkę pod budowę pierwszej korwety i który gardłuje teraz, że jeżeli "Gawron" zostanie zlikwidowany, a podjęto również decyzję o wycofaniu dwóch korwet amerykańskich, to właściwie polska Marynarka Wojenna pozostaje bez żadnego okrętu, powinien się opamiętać. Przez 4 lata rządów Miller nie zbudował korwety, choć czasu było nadto. Jak podaje rzecznik MON, za rządów Millera na budowę "Gawrona" przeznaczono w sumie 50,6 mln zł, z czego 20 mln poszło na opłaty licencyjne dla niemieckich stoczni. Mógłby Miller nie pyszczyć, bo po pierwsze, lud lewicowy ma inne troski niż budowa okrętów, a po drugie, z MON dochodzą niedwuznaczne sygnały, że prokurator badający sprawę "Gawrona" może mieć pytania i do Millera.
Wywalanie pieniędzy na "Gawrona" rozpoczęło się za rządów PiS (ministrowie Sikorski i Szczygło), a PO (minister Klich) to kontynuowała. Tych ludzi należałoby przepytać z podjętych decyzji i być może ukarać.
Niestety nie mamy dobrych wiadomości. Minister Siemoniak zapowiada: W marcu chcemy przedstawić program rozwoju marynarki zakładający stabilne finansowanie nowych projektów na poziomie 800-900 min zł rocznie, aż do roku 2030. Czyli co? Od teraz do 2030 roku, czyli przez kolejne 18 lat, co roku będzie budowany "Gawron" lub coś podobnego?
Z plaży na ziemię
Prawda jest brutalna, ale i oczywista. Polskę stać na pełny rozwój tylko jednego z dwóch najbardziej kosztownych rodzajów sił zbrojnych: albo marynarki, albo lotnictwa. Położenie geograficzne i polityczne oraz stopień stechnicyzowania polskiej armii wskazują na lotnictwo. Po pierwsze, wbrew marzeniom oszołomów, Rosja nas od plaży nie zaatakuje (przynajmniej taki pogląd panuje w doktrynach NATO; Dania i Szwecja wyraźnie to wpisały w swoje strategie obronne), a Al-Kaida do nas nie przypłynie, bo jej nasi sojusznicy przez cieśniny duńskie nie wpuszczą.
Po drugie, Polska nie ma zamorskich interesów. Owszem, zamorskie interesy mają nasi obecni militarni i polityczni sojusznicy, ale jeśli zamorskich interesów broni się (lub napada) w układzie, do którego należą różne państwa, to nie wszyscy muszą wystawiać wszystkie rodzaje wojsk: jedni dadzą okręty, a inni samoloty. Polska nie musi wystawiać okrętów.
Po trzecie, mamy już trochę nowoczesnych samolotów w postaci 48 amerykańskich F-16, a nowoczesnych okrętów wojennych mamy 0.
Trzeba powiedzieć jasno:
Marynarka Wojenna w tym kształcie nie jest nam potrzebna i należy ją zlikwidować. W całości.
Razem z dowództwem (12 admirałów na etatach - więcej niż sprawnych okrętów), Stocznią Marynarki Wojennej i Akademią Marynarki Wojennej. Potrzebne nam są: dobrze wyposażona morska Straż Graniczna, doposażone w śmigłowce ratownictwo morskie oraz służba do zwalczania zagrożeń ekologicznych na morzu. A jeśli już chcemy koniecznie machać biało--czerwoną chorągiewką na wietrze, to kolejnym prezydentom zafundujmy luksusowy jacht motorowy do pływania na Hel.