Rybacy chcą wyjść na ulice i blokować drogi - mówi europoseł Marek Gróbarczyk z PiS. Nie zostawimy ich samych sobie -wtóruje mu poseł Joachim Brudziński.
Politycy PiS chcą się dowiedzieć, jaki pomysł na przyszłość polskiego rybołówstwa ma minister rolnictwa.
-Jaki jest pomysł ministra na ratowanie naszego rybołówstwa? - pyta się poseł Brudziński. - By poznać odpowiedź, chcemy zwołać w Sejmie komisję rolnictwa poświęconą tym sprawom.
Opozycji nie podoba się m.in. zapowiedź likwidacji tzw. trójpolówki. System ten wszedł w życie w 2009 r. i polega na tym, że coroczny limit połowowy, jaki otrzymuje Polska, wykorzystuje tylko jedna trzecia naszej floty. Pozostali rybacy trzymają swoje łodzie na cumach i dostają za to odszkodowanie. Idzie wyżyć. Jeśli jednak teraz, po zmianie przepisów, wszyscy rybacy wypłyną na połowy (kwoty połowowe zostaną podzielone na całą flotę), to może się okazać, że limity, które przyznała nam Komisja Europejska, wystarczą tylko... do kwietnia.
-W kwietniu będzie pozamiatane. Nie będzie co łowić - podkreśla Brudziński. - Cieszyć się będą rybacy ze Szwecji, Niemiec i Danii. A polscy rybacy będą mieli problem, jak bez rekompensat, które były przy trójpolówkach, przetrwać kolejne miesiące - dodaje.
Limity, które na br. otrzymała Polska na Bałtyku, zakładają 15-proc. wzrost połowów dorsza (do około 20 tys. ton rocznie). Równolegle jednak na łodziach wyląduje mniej śledzia, szprota i łososia.
Politycy PiS proponują, by rząd utrzymał trójpolówkę i podjął negocjacje.
Sprawa dotyczy także rybaków z Pomorza Zachodniego.
- Nasze rybołówstwo to głównie drobne łodzie poniżej 12 metrów. Ich właściciele są szczególnie narażeni na ruchy ministerstwa - wyjaśnia Gróbarczyk.
Według informacji posła Brudzińskiego, flota rybacka liczy około 450 dużych łodzi (powyżej 10 metrów) i blisko 130 mniejszych jednostek. Część jednostek pływa w naszym regionie.