Dokończyć statek
Ogłoszenie przez sąd 13 grudnia ub.r. upadłości Stoczni Szczecińskiej Nowej zamknęło pewien etap w historii zakładu. Najważniejszą część majątku - w tym pochylnie - wylicytowało rok temu i nabyło Towarzystwo Finansowe Silesia. Resztą, m.in. materiałami do budowy kontenerowca, zajmie się teraz syndyk, który z niedokończonym statkiem wiąże nadzieje na choćby częściowe odrodzenie stoczni.
Gdy Komisja Europejska trzy lata temu uznała pomoc publiczną udzieloną przez rząd stoczniom w Szczecinie i Gdyni za nielegalną, ich majątek podzielono i wystawiono na sprzedaż. Pracowników zwolniono. Działania te wynikały ze specjalnej ustawy o postępowaniu kompensacyjnym. Najważniejsze mienie stoczni szczecińskiej - w tym pochylnie Wulkan i Odra oraz hale produkcyjne - kupiło Towarzystwo Finansowe Silesia. Nieruchomości wydzierżawią ono teraz różnym firmom, z których część prowadzi tu swoją produkcję. Od marca tego roku powinny ruszyć remonty i budowa statków, zapowiedziane przez spółkę Krafport. Podpisała ona umowę dzierżawy z Silesią, m.in. na pochylnię Wulkan, malarnię wraz z nabrzeżem oraz halę do gięcia i cięcia elementów stalowych. Wkrótce się okaże, co wyniknie z tych zapowiedzi.
* * *
Do zagospodarowania pozostaje reszta stoczniowego mienia, którego nie udało się zbyć zarządcy kompensacji.
- Z tej racji, że nieruchomości i większość majątku postoczniowego zostały w trakcie kompensacji sprzedane, moje działania będą obecnie nakierowane na jak najszybsze i najbardziej sprawne zakończenie likwidacji mienia, jakie pozostało - wyjaśnia Przemysław Wardyn, wyznaczony przez sąd na syndyka masy upadłościowej Stoczni Szczecińskiej Nowej.
- Najistotniejszym elementem majątku, którego nie sprzedano w przetargach, są materiały do budowy statków B-178 i B-201. Drobne części - jak farby, lakiery - czeka zwykła sprzedaż likwidacyjna.
Przypomnijmy, że jeden z. rozpoczętych w SSN kontenerowców typu B-178 dokończyła Szczecińska Stocznia Remontowa "Gryfia". W maju ub.r. odbył się jego chrzest, a statek - "Port Gdynia" - trafił do armatora, którym jest spółka Pol-Euro.
Zarządca kompensacji próbował znaleźć nabywców na materiały do budowy kolejnych statków. W przetargu udało się jedynie sprzedać blachy i kształtowniki przeznaczone dla jednego z kontenerowców. Poszły za ok. 4 mln zł. Nie było natomiast chętnych ani na materiały do budowy jednostki typu con-ro (B-201) - cena wywoławcza wynosiła przeszło 3,7 mln zł - ani na sekcje kadłuba i inne elementy bliźniaczego statku "Portu Gdynia" oferowane za ok. 11 mln zł.
- Sekcje te i materiały zajmują bardzo dużą część dzierżawionej powierzchni, uważam więc, że należy podjąć jak najszybsze działania zmierzające do stwierdzenia, czy jest szansa prawna i techno-logiczna na ich dokończenie oraz kto miałby ten statek zbudować - mówi P Wardyn. - Dziewiętnastego grudnia rozmawiałem z p.o. prezesem TF Silesia Marcinem Świegockim. Jesteśmy wstępnie umówieni na 12-13 stycznia na spotkanie w Warszawie, aby omówić ewentualną możliwość zakupu np. przez Silesię czy jakiś inny podmiot tych sekcji i dokończenie budowy na pochylni Wulkan.
* * *
Gdyby nie udało się znaleźć inwestora, który - korzystając z majątku posiadanego przez Silesię (pochylni) - chciałby dokończyć statek, to niestety, syndyk będzie zmuszony do sprzedaży tego mienia "na żyletki".
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego najmniej korzystnego scenariusza ekonomicznego dla wierzycieli stoczni, gdyż utracona zostanie wartość wielu .elementów, które już się znajdują w magazynach stoczniowych dla tego konkretnego statku - podkreśla Przemysław Wardyn.
Czy jest szansa na zbudowanie kontenerowca?
- W mojej opinii, dokończenie budowy tego statku na pochylni mogłoby być światełkiem w tunelu dla wznowienia działalności stoczni - uważa syndyk. --Mogłoby się stać impulsem do zainteresowania się tym majątkiem przez inwestorów branżowych. Pokazałoby, że stocznia szczecińska może jeszcze działać, budować statki czy świadczyć inne usługi, np. offshorowe. Przyczyniłoby się to również do zmiany wizerunkowej terenów stoczniowych, na których obecnie nie słychać stuków młotków, pracujących szlifierek, co dla mnie - osoby, która przez pewien okres była związana ze stocznią szczecińską - jest szczególnie smutne.
Dodajmy, że Przemysław Wardyn był likwidatorem m.in. stoczniowych spółek Porty Holding - Porty Complex, Info, Elektry oraz syndykiem Porty Garda. - Jako syndyk, niestety, nie dysponuję żadnymi nieruchomościami na terenie stoczni, nie jestem więc w stanie stworzyć projektu inwestycyjnego, który pozwoliłby wykorzystać majątek wchodzący w skład masy upadłości - tłumaczy R Wardyn. - Dlatego podjąłem próby rozmów z TF Silesia. Chodzi o to, aby wskazać potencjalnym inwestorom, iż jest w Szczecinie klimat do pobudzenia do życia sektora stoczniowego. Prawdopodobnie w zupełnie innym wymiarze niż było to kiedyś, ale jednak. Na podstawie swoich doświadczeń w tej branży - m.in. jako zastępcy syndyka w stoczni Pomerania - mogę powiedzieć, że widzę szansę na pobudzenie działalności inwestycyjnej w stoczni szczecińskiej. Wymagać to jednak będzie od właściciela nieruchomości zastosowania zachęt do może najpierw wydzierżawienia majątku, a następnie ewentualnego zakupu.
W stoczni "Pomerania", jak zaznacza P Wardyn, syndycy kontynuowali zaczęty przez jej zarząd proces budowania na terenie zakładu konglomeratu firm branżowych, które wzajemnie się uzupełniając, były w stanie wykonać wszystkie zlecenia od kontrahentów, oczywiście w ramach możliwości lokalizacyjnych i tonażowych.
- W moim odczuciu, właściciel TFS winien również doprowadzić do zachęcenia małych i średnich firm ze Szczecina, by rozpoczęły działalność na terenie stoczni, oferując np. atrakcyjne stawki dzierżawy powierzchni - uważa syndyk. - Potencjał stoczni mógłby być wykorzystany poprzez utworzenie spółki celowej, która świadczyłaby specjalistyczne usługi na rzecz tych małych podmiotów. Mam na myśli np. przewóz konstrukcji, usługi dźwigowe, wynajem maszyn i urządzeń itp. To pozwoliłoby na osiąganie dochodów z zakupionego przez Silesię majątku. W stoczni "Pomerania" wdrożenie tego systemu skutkowało tym, że na koniec postępowania upadłościowego zysk miesięczny sięgał ok. 250 tys. zł.
Według R Wardyna, im szybciej stocznia zapełni się ludźmi, tym łatwiej będzie można znaleźć potencjalnego inwestora, który kupi tę firmę.
- Fakt, iż na terenie stoczni zlokalizowanych byłoby kilkadziesiąt czy sto małych i średnich firm, które komplementarnie świadczyłyby usługi dla potencjalnego inwestora, mógłby stworzyć klimat do choćby częściowej odbudowy przemysłu stoczniowego w Szczecinie - ocenia syndyk. Zaznacza przy tym, że branża stoczniowa w mieście nadal działa, ale siła tych małych i średnich przedsiębiorstw polega na tym, że założyły je osoby, które w czasach kryzysu podjęły wyzwanie i radzą sobie bez wielkiej czapy administracyjnej.
- Dziś te firmy funkcjonują na obrzeżach, wykorzystując każdy dostęp do wody - mówi P. Wardyn. - Jakoś działają - dowodem jest brak upadłości tych podmiotów. Stąd wniosek, że świadczenie usług stoczniowych, remontowych, budowanie różnych konstrukcji jest nadal biznesem opłacalnym. A w naszym mieście nie ma lepszego terenu niż dawna stocznia szczecińska.
* * *
Przemysław Wardyn jest przekonany, że byłoby dużo łatwiej, gdyby tereny stoczniowe należały do miasta - mogłoby ono zachęcać inwestorów poprzez utworzenie pewnych rozwiązań.
- Czy dziś możliwe jest zaangażowanie się miasta? - zastanawia się. - Nie znam specyfiki przepisów samorządowych, ale wydaje mi się, że nie ma przeciwwskazań do tego, aby gmina miasto Szczecin poprzez swoją spółkę celową odkupiła lub wydzierżawiła (z prawem pierwokupu) od TFS ten teren i stworzyła na jego bazie park przemysłowy, strefę ekonomiczną. Władze miasta powinny się skupić na przedsięwzięciach zachęcających inwestorów do pojawienia się w Szczecinie/Nowe inwestycje tworzą miejsca pracy i powodują wzbogacenie szczecińskich rodzin, a to szczecinianie w niedalekiej przyszłości mają korzystać i zapełniać sale filharmonii, opery czy halę sportową. Aby tak było, muszą mieć pracę. Jako szczecinianin cieszę się, że miasto chce się wyróżniać na polu kultury i sportu, ale bez pieniędzy sponsorów nie ma szans na realizację tego celu. Siła sportowych klubów zawsze wynikała w dużej mierze ze współpracy z sektorem stoczniowym i morskim, trzeba więc go pielęgnować, dołożyć starań, aby tereny stoczni były terenami produkcyjnymi, a nie muzeum. Osobiście uważam, że miasto powinno odkupić od Silesii przynajmniej ich część - tę najważniejszą infrastrukturę.
Władze Szczecina, zdaniem syndyka, winny się kierować interesem miasta i jego mieszkańców.
- A w ich interesie - także moim jako mieszkańca - jest to, aby tereny stoczniowe nadawały charakter naszemu miastu, tak jak było przez dziesiątki lat -podkreśla. - Nie zgadzam się na brak działań i mówienie, że nie ma środków. Wolałbym dopłacać do terenów stoczniowych niż do nowo budowanych obiektów użyteczności publicznej, gdyż te pierwsze dadzą dochody z podatków. Do nowych zaś nie będzie miał kto chodzić. Bez przemysłu nie ma miasta, a centra informatyczne mogą powstawać wszędzie.
Przemysław Wardyn obala stereotyp, zgodnie z którym w czasach kryzysu syndycy mają więcej pracy.
- W regionie, w którym nie ma inwestycji i nie pojawiają się nowe przedsiębiorstwa, nie ma co upadać - wyjaśnia. - Funkcjonujące firmy nauczyły się żyć w warunkach kryzysu i jak większość rodzin ciągną od pierwszego do pierwszego. Lepiej być syndykiem w regionie, w którym panuje rozwój gospodarczy. Dlatego chciałbym wielkiego boomu gospodarczego w województwie zachodniopomorskim, gdyż na pewno część biznesów zakończy się fiaskiem - upadłością tych podmiotów, co da z kolei pracę syndykom. Ale aby tak się stało, najpierw muszą powstać nowe przedsiębiorstwa.
Ożywienie stoczni wydaje się trudne, ale nie niemożliwe.
- Obecnie wszystko zależy od Silesii - twierdzi P Wardyn. -Jeśli w najbliższym okresie nie będzie woli TFS i wierzycieli do kontynuacji budowy statku, to zgodnie z przepisami, będę musiał jak najszybciej zakończyć likwidację, by nie mnożyć kosztów składowania. W procesie upadłości nie ma miejsca na inne aspekty niż tylko ekonomiczne. Ale podejmę wszystkie czynności, aby się udało wykorzystać szansę, jaką daje pozostały majątek. Mówi się, że budowanie statków jest nieopłacalne, ale gdy spojrzymy choćby na nową elewację stoczni "Pomerania", to widać, że jednak można w tym sektorze coś robić. Za każdym razem przejeżdżając ulicą Gdańską, odczuwam satysfakcję, że w jakiś sposób przyczyniłem się do tego - i chciałbym, by kiedyś było podobnie w przypadku stoczni szczecińskiej, czego życzę nie tylko sobie, ale także wszystkim mieszkańcom Szczecina.