Komentarz
Pół tysiąca ludzi pod bramą wielkiej firmy, która już od roku nie produkuje statków, robi wrażenie.
Smutny to widok, ale i rozniecane nadzieje przez akcjonariuszy i byłego prezesa stoczniowego holdingu - Krzysztofa Piotrowskiego. Wraz z nimi chce wrócić do gospodarczej gry, na którą potrzebne są setki
milionów. Wciąż liczy, że firma w jakiejś postaci odrodzi się i akcje znów zaczną nabierać wartości. Kuszą też miliony, które są na koncie syndyka.
Chyba niewielu jednak jest takich, którzy wierzą,
że uda się zawrócić wodę w Odrze. Zwłaszcza po dwóch ciosach: zapaści Porty Holding w 2002 roku i likwidacji Stoczni Nowej w 2006. W efekcie w sądach toczyło się i toczy wiele spraw. Znacząca część
majątku trafiła w inne ręce, a ten co pozostał, wymaga kosztownej modernizacji. Na rynku tymczasem stagnacja.
Po kompromitacji ze sprzedażą stoczni Katarczykom, w sprawie zapadła głucha cisza. Rząd
skoncentrował się na odprawieniu stoczniowców. A tym skończyły się odprawy i pozostała wiara choćby w holding.