Program ochrony brzegów morskich jest źle realizowany przez administrację morską - wydaje się na niego za mało, nie
pozyskuje środków z UE i trudno ocenić jego efekty - twierdzi NIK. Urząd Morski w Szczecinie nie zgadza się z tymi zarzutami i twierdzi, że Izba wytoczyła za ciężkie działa w stosunku do rzeczywistych
uchybień.
Powodem poruszenia są opublikowane przez Najwyższą Izbę Kontroli wyniki kontroli realizacji "Programu ochrony brzegów morskich", który został rozpisany na lata 2004-2023. Izba
sprawdziła, jak był on realizowany przez pierwsze pięć lat. Jej ocena jest negatywna. Zarzuca ona przede wszystkim administracji morskiej nieznajomość przebiegu linii brzegowej.
- Nie jesteśmy w stanie
ocenić, jak program jest realizowany, gdyż nie można porównać obecnego stanu linii brzegowej do tego z 2000 r. - twierdzi Andrzej Donigiewicz, dyrektor Delegatury Najwyższej Izby Kontroli w Szczecinie. -
Poszczególne urzędy morskie dysponują jedynie wiedzą fragmentaryczną na ten temat. Trudno więc powiedzieć, jaki jest skutek wydatkowania pieniędzy. Dlatego wnioskujemy tu, żeby poprawiono ustawę i
określono, jaki jest stan linii brzegowej - mówi dyrektor.
Zdaniem Piotra Domaradzkiego, głównego inspektora Inspektoratu Ochrony Wybrzeża Urzędu Morskiego w Szczecinie, doszło tu do pomylenia pojęć.
-Ustalona linia brzegowa to jest granica geodezyjna działki, wyznaczana według Prawa wodnego, którą wytycza się odcinkami, w dość skomplikowanej procedurze. W 2000 roku była ona w większości ustalona. To,
o czym jest mowa w "Programie ochrony brzegów morskich", odnosi się do linii brzegu w sensie ogólniejszym. Ona zmienia się dynamicznie. W "Programie ochrony brzegów morskich" chodziło o to, żeby
wynikające z ustawy działania zapobiegały cofaniu się styku wody i lądu na przestrzeni lat, czyli żeby erozja nie powodowała ubywania lądu. To brzmi podobnie, ale nie jest tym samym. Bezskutecznie
próbowaliśmy wytłumaczyć to panom z NIK-u - twierdzi inspektor.
Za mało pieniędzy
Najwięcej zastrzeżeń Izba ma do finansowania programu. Zauważa ona, że do 2023 r. na jego realizację
przewidziano 911 mln zł, ale tylko część tej kwoty (nie mniej niż 511 mln zł, czyli 56 proc.) ma pochodzić z budżetu państwa. Pozostała część, według założeń, miała być pozyskiwana ze środków unijnych.
Tymczasem w ciągu pierwszych pięciu lat realizacji programu wydawano na niego tylko i wyłącznie pieniądze z państwowej kasy. "Ministrowie właściwi do spraw gospodarki morskiej nawet nie podejmowali prób
pozyskania środków pozabudżetowych na finansowanie Programu, natomiast działania dyrektorów urzędów morskich w tej sprawie były nieskuteczne: do końca 2008 r. nie uzyskali żadnych środków" - twierdzi
NIK.
Urząd Morski uważa, że najlepszym sposobem na ochronę brzegu jest tzw. sztuczne zasilanie, czyli pompowanie piasku z dna morskiego na plażę. Pozwala to uniknąć konieczności stawiania na brzegu
betonowych elementów, a sama plaża jest piaszczysta i szeroka. - Po dokładnej analizie okazało się jednak, że warunki uzyskiwania pieniędzy z Unii Europejskiej są w sprzeczności z wymogiem minimum
pięcioletniej trwałości tej inwestycji - wyjaśnia Piotr Domaradzki. - Trudno się spodziewać, żeby takie sztuczne zasilanie, które wymaga odtwarzania co dwa-trzy lata, było trwałe przez pięć lat. Komisja
Europejska po kilku latach mogłaby przysłać kontrolę, która poprosiłaby o przedstawienie stanu zrealizowanych za ich pieniądze przedsięwzięć i okazałoby się, że nie jest spełniony warunek trwałości.
Niewykluczone, że te środki trzeba by wtedy zwrócić. Wystąpiliśmy do Ministerstwa Roz-woju Regionalnego o wykładnię i otrzymaliśmy potwierdzenie, że nasze obawy są uzasadnione. W związku z tym próbujemy
teraz łączyć sztuczne zasilanie z utrwalającymi je ostrogami brzegowymi - mówi pracownik Urzędu Morskiego.
NIK uważa także, że z budżetu przeznaczano na realizację programu zbyt małe kwoty. W 2004 r.
było to o ponad milion zł za mało, a w kolejnych latach niedobór zwiększał się, żeby w 2008 r. przekroczyć 4 mln zł. W sumie w ciągu pięciu lat zamiast 141,5 mln zł na wykonanie programu przeznaczono
tylko 130 mln zł. Izba twierdzi, że z powodu niewydolności zespołów ds. zamówień publicznych i opóźnień w przepływach ze Skarbu Państwa, urzędy morskie faktycznie wydały tylko niecałe 85 proc. tej kwoty,
czyli 119 mln zł.
- Przeznaczone na ten cel pieniądze niezgodnie z ustawą nie były waloryzowane. Ministrowie odpowiedzialni za infrastrukturę i gospodarkę morską zaniechali działań w tym zakresie i co
roku przeznaczali na ten cel podobną kwotę - zarzuca dyrektor Donigiewicz.
W podsumowaniu kontroli NIK twierdzi, że bez ustawowych zmian finansowania programu i bardziej aktywnego pozyskiwania środków
unijnych realizacja przedsięwzięć związanych z ochroną brzegu morskiego może się nie powieść.
Spór o ocenę
NIK ma też zastrzeżenia do finansowania przez urzędy morskie niektórych
inwestycji, które służą ochronie brzegu morskiego. "Urząd Morski w Szczecinie odebrał i opłacił 3 zadania dotyczące budowy w 2008 r. trzech odcinków opaski brzegowej zabezpieczającej klif w Rewalu, mimo
że zostały wykonane niezgodnie z dokumentacją techniczną i specyfikacją istotnych warunków zamówienia" - napisała Izba.
Urząd Morski twierdzi, że wszystko zostało wykonane zgodnie z procedurą i
dokumentacją.
- Przewidywała ona np. ułożenie kamiennego narzutu u podnóża klifu. Na rysunku jest on przedstawiony w schematycznej postaci równych bloczków kamiennych, ale nie oznacza to, że pod klifem
ma być on ułożony jak bruk uliczny. Wtedy nie moglibyśmy zamówić kamienia łamanego, ale tzw. formaki, czyli wielokrotnie droższe kamienie obciosane do postaci sześcianów. Efekt odbicia, który byśmy wtedy
uzyskali, byłby dokładnie przeciwny rozproszeniu energii fali, o które nam chodziło - twierdzi Piotr Domaradzki. Jego zdaniem, nie zostały uwzględnione przedstawione przez Urząd Morski w Szczecinie
zastrzeżenia do wyników kontroli. - Tam jest mowa o tym, że źle wykonujemy program ochrony brzegu, podczas gdy przedstawione konkretne zarzuty były drobne i niewspółmierne do ocen, które znalazły się w
podsumowaniu.
Zastrzeżeniami Urzędu Morskiego zdziwiony jest dyrektor szczecińskiej Delagatury NIK.
- To są udokumentowane fakty i urząd mógł się na ich temat wypowiedzieć w trakcie kontroli.
Zgłaszał zastrzeżenia i zastały one rozpatrzone przez komisję w delegaturze i w centrali, a następnie ich wnioski były zatwierdzane przez prezesa NIK. Teraz na kwestionowanie czegokolwiek jest już za
późno - twierdzi Andrzej Donigiewicz.