W najbliższą niedzielę sztandary rybackiego "Gryfa" i "Transocenu" zostaną uroczyście przeniesione z siedziby
Stella Maris do gmachu Urzędu Morskiego w Szczecinie. Mają się stać zaczątkiem pewnego rodzaju izby pamięci nieistniejących firm z branży morskiej.
Po upadłości "Gryfa" i "Trans-oceanu" w 2002
r. pracownicy obu firm przekazali ich sztandary Dusz-pasterstwu Ludzi Morza Stella Maris w Szczecinie.
- Te sztandary znalazły siew Stella Maris jakieś 1,5 roku przed moim przyjściem do pracy -
wspomina ksiądz Eugeniusz Krzyżanowski, diecezjalny duszpasterz ludzi morza. -Przedstawiciele "Gryfa" i "Transoceanu" uznali Stella Maris za wiarygodnego partnera, któremu można je powierzyć.
Przez nasz klub przewija się wielu gości, którzy oglądają te sztandary.
Przenosiny z honorami
Sztandary są wystawione w klubie Stella Maris w szklanych gablotach. Od czasu do czasu są
stąd wypożyczane jedynie na pogrzeby byłych pracowników "Gryfa" i "Transoceanu". Ostatnio jednak kpt. ż. w. Janusz Markiewicz zaproponował, żeby zostały one przeniesione do holu Urzędu Morskiego w
Szczecinie, którego jest wicedyrektorem.
- Jestem także przewodniczącym ogólnopolskiego Związku Zawodowego Kapitanów i Oficerów. Na jednym z zebrań związkowych od kolegów rybaków ze Stowarzyszenia
Śledziołapy dowiedziałem się o tych sztandarach. Powiedzieli, iż chcieliby, żeby więcej osób mogło je zobaczyć. Dobrym do tego miejscem jest Urząd Morski. Był on kiedyś siedzibą filii "Transoceanu". W
administracji morskiej zatrudnieni są ludzie, którzy wcześniej pracowali na morzu i je dobrze znają. To nie są tylko urzędnicy, ale także osoby, którym zależy na morzu i związanych z nim tradycjach. Jest
wiele osób, które pracowały także w "Gryfie" czy "Transoceanie" albo zatrudnieni tam byli członkowie ich rodzin. Koledzy ze środowiska rybackiego zgodzili się więc na umieszczenie sztandarów w
urzędzie - opowiada dyrektor.
Jego zamiarem jest stworzenie w holu Urzędu Morskiego pewnego rodzaju izby pamięci, w której znajdą się sztandary nieistniejących już firm z branży morskiej. Ma być ona
także przestrogą i motywować do działań na rzecz odrodzenia branży.
- Trzeba walczyć, żeby nie dopuścić do dalszych takich upadłości, jak Stocznia Szczecińska. To, że tych firm nie ma, że jest ciężko,
nie znaczy, że powinniśmy się poddawać. Dlatego warto bronić tego, co jest i spróbować odbudować to, co się da - apeluje Janusz Markiewicz.
Ksiądz Krzyżanowski zgodził się na przenosiny sztandarów, ale
postawił pewne warunki: muszą być one dobrze wyeksponowane w Czerwonym Ratuszu, a umowa w sprawie ich przekazania zostanie na razie zawarta tylko na rok.
- Chciałbym dać możliwość szerokiego
komentowania tego wydarzenia przez byłych pracowników "Gryfa" i "Transoceanu". Jeśli spotka się to z ich aprobatą, to już na zawsze sztandary pozostaną w Urzędzie Morskim, a później być może w
tworzonym Muzeum Morskim w Szczecinie. Są one niezwykle ważne dla ludzi, którzy pracowali w tych przedsiębiorstwach przez lata i stracili pracę, a także dla ich rodzin - podkreśla ksiądz.
W uzgodnieniu
z konserwatorem zabytków, który ma pieczę nad zabytkowym Czerwonym Ratuszem, sztandary umieszczone zostaną w szklanych gablotach w oświetlonych nawach w pobliżu głównego wejścia do budynku. Ich uroczyste
przeniesienie odbędzie się w niedzielę 17 stycznia po mszy św. celebrowanej przez arcybiskupa, która o godz. 12 rozpocznie się w kościele św. Jana Ewangelisty (nad Odrą) w Szczecinie. Dzień później, także
o godz. 12, planowane jest ich uroczyste odsłonięcie w Czerwonym Ratuszu.
Historia dwóch upadków
Przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich "Gryf" powstało w 1957 r. W
latach świetności w jego flocie pływało kilkadziesiąt trawlerów, które łowiły ryby na Pacyfiku, Morzu Północnym i w rejonie Afryki. Poza połowami "Gryf" zajmował się także przetwórstwem i sprzedażą
ryb. Dawał zatrudnienie dla kilku tysięcy osób. Kłopoty firmy rozpoczęły się po rozszerzeniu przez przybrzeżne państwa morskich stref wyłączności ekonomicznej, które uniemożliwiły firmie korzystanie z
wielu łowisk. W końcówce działalności firma łowiła już tylko na Morzu Beringa i Ochockim. Problemem, poza niską wydajnością nadmiernie eksploatowanych łowisk, były też niekorzystne zasady przyznawania
limitu połowowego w rosyjskiej wyłącznej strefie ekonomicznej.
"Gryf" zaczął ponosić coraz większe straty. Pojawiły się zaległości wobec przeszło tysiąca pracowników, kontrahentów, fiskusa i ZUS-u.
Pod koniec 2000 r. rozpoczęła się likwidacja przedsiębiorstwa. W następnym roku sąd wydał decyzję o jego upadłości. Dopiero w zeszłym roku swoją działalność zakończył syndyk, który sprzedał majątek
"Gryfa", w tym nabrzeże Mak i Dom Rybaka. Zaaresztowane w urugwajskim Montevideo i kanadyjskim Vancouverze trawlery zostały sprzedane na licytacji. Kwoty uzyskane z wyprzedaży majątku okazały się
jednak na tyle niskie w stosunku do długów firmy, że do dziś wielu byłych pracowników "Gryfa" nie odzyskało zaległych pensji. Wraz z dodatkami dewizowymi były one szacowane w sumie na przeszło 11 min
zł.
Obsługą floty rybackiej zajmowało się natomiast utworzone w 1975 r. Przedsiębiorstwo Przemysłowo--Usługowe Rybołówstwa Morskiego "Transocean". Jego chłodniowce odbierały i przewoziły do kraju
ryby złowione przez trawlery. W drugą stronę na ich pokładach płynęło zaopatrzenie dla rybackiej floty. "Transocean" dysponował także lądową flotą ciężarówek i posiadał dwie bazy transportowe przy ul.
ul. Południowej i Chmielewskiego w Szczecinie.
Problemy firmy miały bezpośredni związek z kurczeniem się dalekomorskiej floty rybackiej. Jej upadłość ogłoszona została w marcu 2001 r. Pod koniec 2006
r. sąd ogłosił zakończenie postępowania upadłościowego. Prowadzący je syndyk twierdził, że ze sprzedaży majątku udało się spłacić roszczenia finansowe pracowników, fiskusa, ZUS-u i wierzycieli
hipotecznych. Pozostali kontrahenci "Transoceanu" mieli odzyskać należności w 90 proc.