Somalijscy piraci porwali w poniedziałek wieczorem płynący z Hiszpanii do Tajlandii chemikaliowiec bandery brytyjskiej
"St. James Park". Wśród załogi jest 49-letni Polak, pracujący na statku jako starszy mechanik.
Zastępca rzecznika prasowego polskiego MSZ Grzegorz Jopkiewicz powiedział, że brytyjski armator
skontaktował się już z rodziną Polaka. Nawiązał również kontakt z "firmą wyspecjalizowaną w negocjowaniu z tego typu porywaczami" - dodał Jopkiewicz.
Według niego armator wciąż czeka na sygnał
ze strony porywaczy, nic też na razie nie wiadomo o ich żądaniach.
Przedstawiciel Stowarzyszenia Marynarzy Afryki Wschodniej z siedzibą w Kenii Andrew Mwangura powiedział, że statek nadał w
poniedziałek sygnał alarmowy z Zatoki Adeńskiej. Dodał, że załoga chemikaliowca składa się z obywateli Bułgarii, Filipin, Gruzji, Indii, Polski, Rosji, Rumunii, Turcji i Ukrainy.
Po "St. James
Park", również w poniedziałek wieczorem, piraci uprowadzili - także w Zatoce Adeńskiej - masowiec bandery panamskiej "Navios Apollon".
Jak zauważa agencja Associated Press, są to pierwsze od
prawie sześciu miesięcy statki porwane na wodach Zatoki Adeńskiej, patrolowanych przez siły międzynarodowe. Piraci przetrzymują obecnie 12 jednostek i 263 ludzi.
Przedstawiciel polskiego MSZ
powiedział wczoraj, że ambasady wszystkich krajów, z których pochodzi załoga porwanego "St. James Park", w ramach opieki konsularnej będą ściśle współpracować, by uwolnić porwanych.
Dodał, że
porwany statek jest dobrze zaopatrzony w wodę i żywność, a przewozi bezpieczne materiały - półprodukty do wytwarzania tworzyw sztucznych. "Nie ma więc zagrożenia wybuchem na statku czy innymi
niebezpiecznymi sytuacjami" - zaznaczył.