Powtórzone przetargi na majątek stoczniowy zakończyły się klęską. Inaczej trudno określić kupienie przez
anonimowych inwestorów peryferiów zakładu. Jest ona o tyle mniej dotkliwa, że tym razem wszyscy się jej spodziewali. Zapaść w branży okrętowej, przeciągający się kryzys w całej gospodarce i niejasności
związane z pierwszymi przetargami, na pewno nie zachęcały inwestorów do kupowania stoczniowych hal i pochylni. Z dzisiejszej perspektywy można już stwierdzić, że próba znalezienia dla zakładu inwestorów
przez sprzedaż jego majątku w przetargach nie była dobrym pomysłem.
Co dalej ze stocznią? Perspektywy utworzenia na jej terenie strefy ekonomicznej są bardzo mgliste. Powstanie strefy poza
stocznią, wraz z innymi przedsięwzięciami mającymi ożywić gospodarkę miasta, może złagodzić postoczniowy szok, ale w perspektywie lat. Mających szans na realizację innych pomysłów zagospodarowania zakładu
praktycznie nie widać. Stoczniowy majątek przejmie więc prawdopodobnie syndyk. To także będzie miarą klęski programu stoczniowej kompensacji, którego głównym założeniem było uniknięcie upadłości.
Są w Polsce przykłady udanych reanimacji firm po ogłoszeniu upadłości, ale norma to trwająca latami wyprzedaż majątku zakładu po kawałku. Tak też może się stać i ze stocznią, chyba że po raz kolejny w
tej historii coś nas zaskoczy. Miejmy nadzieję, że choć raz pozytywnie.