Prokuratura wszczęła wczoraj postępowanie w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży stoczniowego majątku. Wpłynęło też
do niej doniesienie w tej sprawie od CBA. Stoczniami zajmowali się zarówno lokalni, jak i krajowi, a nawet unijni politycy.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie postępowanie sprawdzające wszczęła z
doniesienia szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego. Poza domniemanymi nieprawidłowościami przy sprzedaży stoczniowego majątku dotyczy ono też podejrzenia niedopełnienia obowiązków przez szefa CBA
Mariusza Kamińskiego. Miało polegać na tym, że pomimo dysponowania dowodami nie zawiadomił on wcześniej prokuratury.
CBA zwłokę tłumaczy koniecznością zgromadzenia wszystkich dokumentów. Swoje
zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez wysokich funkcjonariuszy Ministerstwa Skarbu Państwa i Agencji Rozwoju Przemysłu do prokuratury skierowało wczoraj. Według jego oceny, w grę wchodzi
nadużycie i niedopełnienie obowiązków, działanie na szkodę Skarbu Państwa i "ustawienie" przetargu na majątek obu stoczni.
Z opublikowanych na internetowej stronie "Wprost" stenogramów z
podsłuchów i opracowań CBA wynika, że faworyzowany przez urzędników miał być fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights, który wygrał przetargi, ale ostatecznie nie wpłacił pieniędzy.
Wojciech
Dąbrowski, prezes ARP, odrzucił zarzuty bezprawnego wspierania katarskich inwestorów. - Spośród wszystkich ofert, które zostały złożone w tym postępowaniu, tylko jeden inwestor był zainteresowany nabyciem
kluczowych składników majątku. Zabiegi MSP i ARP wydają się więc naturalne i konieczne. Nie było żadnej korupcji w postępowaniu urzędników. Nie wiem, czy jest to pole działania CBA.
Czy było
naruszenie prawa, o tym zdecyduje prokuratura i sąd. My tutaj jesteśmy spokojni - mówił prezes.
MSWiA poinformowało zaś, że żadnych zastrzeżeń prawnych wobec inwestora, który wystąpił o uzyskanie
prawa do wieczystego użytkowania stoczni, nie miało ani ono, ani inne organy państwa.
Wczoraj zmieniły się osoby nadzorujące proces sprzedaży stoczni. Teraz zajmować się tym będą wiceminister
skarbu Adam Leszkiewicz oraz Andrzej Szortyka, członek zarządu ARP. Przejmą oni obowiązki wiceministra skarbu Zdzisława Gawlika, szefa ARP oraz jej wiceprezesa Jacka Goszczyńskiego.
Aferą
stoczniową na konferencjach prasowych zajmowali się też szczecińscy politycy. Senator Krzysztof Zaremba zarzucił, że sprzedaż stoczni była propagandowym argumentem na czas kampanii do europarlamentu.
Zgłosił też pomysł na odtworzenie przemysłu okrętowego w Szczecinie. - PŻM powinna kupić majątek stoczni na preferencyjnych warunkach i dokończyć budowę statków zamówionych przez siebie w Chinach -
przekonywał.
Pomysł nie spodobał się PŻM. - Nie sądzę, by miał jakiekolwiek podstawy ekonomiczne - uważa jej dyrektor naczelny Paweł Szynkaruk. - Nie jesteśmy zainteresowani przejmowaniem stoczni.
Gdy decydowaliśmy się na budowę jakiegoś statku, w pierwszej kolejności zwracaliśmy się do polskich stoczni. Za każdym razem spotykaliśmy się z brakiem zainteresowania budową masowców. Z naszej strony na
pewno nie ma intencji prowadzenia biznesu stoczniowego, bo jesteśmy od przewozu ładunków.
Za sposób sprzedaży stoczni rząd skrytykował też szczeciński SLD. Wedle polityków lewicy nie ma już żadnych
szans na to, by stocznia wznowiła działalność. Mglista jest też perspektywa kupienia jej przez zagranicznego inwestora. Pozostaje tylko jedna możliwość: wykupienie postoczniowego majątku przez władze
miasta i województwa.
- Szczecin nie ma zbyt wielu terenów na inwestycje, a grunt po stoczni jest bardzo atrakcyjny - stwierdza Dawid Krystek, przewodniczący SLD w Radzie Miasta. - Skąd wziąć na to
pieniądze? Jest przecież 300 milionów złotych kredytu, które pierwotnie przeznaczony był na budowę hali sportowej. Można sfinansować nimi ten zakup.
O wyjaśnienie stoczniowej afery do premiera
apelowali politycy PiS.
- Panie premierze, proszę wypalić gorącym żelazem wszelkie przejawy patologii w pańskim rządzie - mówi Joachim Brudziński, szef komitetu wykonawczego PiS. - Niech pan premier
wyjaśni tę sprawę, bo w Szczecinie bez środków do życia zostanie za chwilę 4 tys. ludzi, a wokół przemysłu okrętowego - 80 tys. osób.
Według niego, po burzy wokół polskich stoczni trudno będzie
znaleźć inwestora, który kupi w przetargu ich majątek. PiS nie odrzuca jednak pomysłu utworzenia specjalnej strefy ekonomicznej na terenach postoczniowych.
Po raz pierwszy o sprawie wypowiedziała
się też Komisja Europejska. Zdaniem jej rzecznika ds. konkurencji Jonathana Todda, zbadanie tej sprawy należy nie do komisji, ale polskiego wymiaru sprawiedliwości. Zapowiedział on, że KE będzie
nadzorować proces ponownej sprzedaży stoczniowego majątku.
- Oczekuje ona od polskich władz przedsięwzięcia wszystkich koniecznych kroków, by zapewnić absolutną zgodność z wymogami KE. Sprzedaż
aktywów musi nastąpić w drodze otwartego, przejrzystego, konkurencyjnego i niedyskryminacyjnego przetargu - podkreślał rzecznik.