Wczoraj ukazały się ogłoszenia o ponownej sprzedaży majątku Stoczni Szczecińskiej Nowej. Inaczej niż w przypadku
pierwszych przetargów, tym razem zamiast nadziei dominują obawy.
W najnowszym przetargu na sprzedaż wystawionych zostało 7 niesprzedanych części majątku stoczni w Szczecinie. Ich ceny wywoławcze są
trochę niższe od tych, które zostały zaproponowane w marcu. Np. pakiet obejmujący pochylnie "Wulkan" kosztował wtedy ok. 32 mln zł, a dziś jego cena została ustalona na 28,6 mln zł. Teren z pochylnią
"Odra Nowa" - 13,6 mln zł zamiast 14,9 mln zł.
Podobnie jak pierwszy, obecny przetarg odbywać się będzie na zasadach internetowej aukcji, w którym decyduje cena zaproponowana przez kupujących.
W regulaminie pojawiły się jednak zmiany, które mają zapobiec powtórzeniu się sytuacji, gdy zwycięzca - Stichting Particulier Fonds Greenrights odwlekał moment zapłaty za wylicytowany majątek. Teraz
pieniądze będą musiały zostać przelane przez kupującego w ciągu 3 dni od wygrania przetargu lub będzie on musiał przedstawić bezwarunkowe zabezpieczenia płatności. Gdyby się wycofał, wiążąca stanie się
oferta drugiego pod względem zaproponowanej kwoty oferenta. Licytacja ma się odbyć 27 listopada.
- O wynikach przetargów natychmiast dowiedzą się ich uczestnicy. Myślę, że tym razem nie będziemy
długo trzymali w niepewności także opinii publicznej - zadeklarowała Roma Sarzyńska, rzecznik prasowy Agencji Rozwoju Przemysłu.
Poza prasą krajową ogłoszenia o sprzedaży stoczni pojawiły się też w
zagranicznych gazetach finansowych. ARP rozesłała poświęcone temu wydarzeniu dwujęzyczne wydawnictwo do polskich ambasad za granicę i branżowych inwestorów.
Pełne obaw co do wyników internetowej
licytacji są stoczniowe związki zawodowe. - Ceny wywoławcze są niskie, więc majątek może trafić nie do takiego inwestora, jakiego byśmy chcieli - ocenia Jacek Kantor, szef stoczniowej S80. - Może być
tak, że ktoś kupi strategiczny kawałek stoczni w oderwaniu od reszty zakładu. Niestety dalej jest to próba rozbicia tego majątku i sprzedania go obojętnie komu, aby tylko pozbyć się problemu. Szkoda, że
nie próbuje się działać tak, żeby dalej pracował on jako stocznia - uważa związkowiec.
Zdaniem prof. Leonarda Rozenberga, ekonomisty z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego, nie cena
powinna być najważniejszym elementem sprzedaży stoczniowego majątku. - Można ją ustalić nawet na jedno euro, żeby tylko ze strony kupującego były jakieś zobowiązania prowadzenia produkcji, nawet
niekoniecznie stoczniowej. Chodzi tu o odbudowę miejsc pracy. Jak nie będzie produkcji, to stocznia będzie miała cenę złomu. Dlatego trochę mi się ten przetarg nie podoba, bo w nim nie ma miejsca na
zobowiązania kupujących i cena niepotrzebnie nabiera pierwszoplanowego znaczenia - ocenia ekonomista.
Roma Sarzyńska uważa, że przeprowadzenie tego przetargu na innych zasadach było niemożliwe. -
Komisja Europejska mówi, że jedynym kryterium wyboru inwestora może być cena. Nie było więc żadnych innych możliwości - twierdzi rzeczniczka.
Z apelem o wykupienie i zagospodarowanie stoczniowego
majątku do władz Szczecina i województwa zwróciło się wczoraj zachodniopomorskie SLD. Prezydent Szczecina Piotr Krzystek na antenie Polskiego Radia Szczecin powiedział jednak, że miasto nie ma ani
prawnych możliwości prowadzenia działalności stoczniowej, ani też pieniędzy na ten cel.