Wśród szkoleń zawodowych, w których biorą udział byli stoczniowcy, jest też kurs na glazurnika. Jego uczestnicy uczą
się Maść kafelki w holu siedziby Izby Rzemieślniczej Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Szczecinie.
Kurs składa się ze 140 godzin zajęć praktycznych i 60 godzin teoretycznych wykładów. Po nich
uczestnicy zdają egzamin praktyczny. Muszą też prawidłowo rozwiązać testy i odpowiedzieć na ustne pytania. Ci, którym się to uda, otrzymują dyplom czeladnika (specjalizacja glazurnik), który jest
honorowany nie tylko w Polsce, ale i na terenie całej Unii Europejskiej.
Inaczej niż w przypadku wielu tego typu szkoleń praktyka nie odbywa się tu na specjalnie postawionych ściankach, ale we
wnętrzach siedziby Izby Rzemieślniczej Małej i Średniej Przedsiębiorczości, której centrum kształcenia prowadzi ten kurs.
- Podstaw można się nauczyć, ale wiadomo, że trzeba trochę popracować, żeby
złapać praktykę -mówił uczestnik szkolenia Tomasz Nawrocki, który w stoczni pracował jako spawacz. - Nie mam jednak na razie żadnych pomysłów na pracę ani w tym kierunku, ani w żadnym innym. Jak skończę
kurs, zacznę o tym spokojnie myśleć.
Pomysłu na przyszłą pracę nie ma też inny stoczniowiec - Józef Krygier. - Po to się szkolimy, żeby się to do czegoś przydało. Najpierw trzeba jednak zdobyć trochę
praktyki. Położyć kafelki u siebie w domu, a potem u sąsiada. Pracowałem jako spawacz, ale nie mam problemu z przestawieniem się. Teraz, żeby tylko zatrudnienie było. Jak się 34 lata przepracowało w
stoczni, to nie będzie łatwo się przekwalifikować.
Pracy nie udało się jeszcze znaleźć także Markowi Romaszkinowi, który już ukończył szkolenie na glazurnika i ma w ręku dyplom czeladnika.
-
Szkolenie w sumie jest przydatne, chociaż jednemu wychodzi to lepiej, a drugiemu gorzej. Ja akurat szukam zatrudnienia w tym, co robiłem wcześniej, bo w stoczni byłem malarzem-konserwatorem. Za granicą są
oferty pracy, ale za małe pieniądze. Kolega był ostatnio w Norwegii i miał 4,5 tys. zł miesięcznie. Jak się odliczy koszty przejazdu i pobytu, to się nie opłaca. Zawód glazurnika traktuję jako dodatek,
jakby się nie udało w moim zawodzie - opowiada były stoczniowiec.
Osoby prowadzące kurs z Izby Rzemieślniczej chwaliły biorących w nim udział stoczniowców. -Jakość ich robót jest naprawdę dobra -
mówił jeden z instruktorów.
Z danych firmy DGA, która jest organizatorem szkoleń zawodowych i warsztatów aktywizująco-motywujących dla stoczniowców, wynika, że dotychczas wzięło w ich udział ponad 2
tys. z prawie 3,6 tys. osób, które przystąpiły do programu zwolnień monitorowanych. Nadal jednak część stoczniowców nie może doczekać się rozpoczęcia interesujących ich kursów.
Największą popularnością
cieszą się szkolenia spawania różnymi metodami, zakończone już na prawo jazdy kategorii C, kurs operatora koparko-ładowarki oraz monter instalacji sanitarnych i CO.
- Ponad 100 osób rozpoczęło studia
podyplomowe, które muszą zakończyć się do czerwca 2010 r., kiedy kończy się program zwolnień monitorowanych. Reszta to są już jakieś szkolenia indywidualne pod konkretne oferty pracy - wyjaśnia Jarosław
Lasecki, kierownik firmy DGA w Szczecinie.