Może to ostatnia okazja, by je zobaczyć w dobrym stanie, może za kilka miesięcy po ogromnych obrabiarkach i
urządzeniach technicznych nie będzie śladu. Może ktoś kupi je po sztucznie zaniżonej cenie albo same zardzewieją lub zostaną rozkradzione. Stoczniowy park maszynowy - kiedyś duma Szczecina, dziś kosztowny
problem. 200 pracowników zostawionych w zakładzie ratuje to, co zostało z wielkiego przemysłu. Tylko po co i dla kogo?
NA pewno warto tu przyprowadzić studentów wydziałów mechanicznych - tak
zaawansowanych technologicznie i nowoczesnych maszyn ciężkiego przemysłu nie zobaczą w żadnym innym polskim zakładzie. Gigantyczne wycinarki, walcarki, prasy, giętarki, unikalne linie technologiczne do
kompleksowej obróbki stali są praktycznie gotowe do uruchomienia. Aż trudno uwierzyć, że nie są w stanie zarabiać.
Cisza, gdzie panował huk
Po opustoszałych halach, pochylniach i
nabrzeżach stoczniowych oprowadza nas Henryk Pawłowski, szef działu utrzymania ruchu. To, co najmocniej uderza byłych pracowników zatrudnionych w stoczni, to cisza. Jeszcze kilka miesięcy temu w halach
nie można było normalnie rozmawiać - tak duży był hałas. To, że dziś obrabiarki milczą, nie znaczy, że straciły zdolność produkcyjną.
- Wystarczyłoby kilka godzin, aby uruchomić większość systemów i
zacząć normalną produkcję - zapewnia Pawłowski. - Wszystkie urządzenia są uruchamiane i sprawdzane co 15 dni. Wymaga tego Urząd Dozoru Technicznego. Sprawdzamy też wszystkie instalacje gazów technicznych.
Wtłaczamy do nich sprężone powietrze.
Najszybciej można byłoby uruchomić wstępną obróbkę blach. Na placu magazynowym wciąż leżą setki ton kupionego materiału. Ogromne blachy o różnych grubościach,
wymiarach i składzie chemicznym. Sprawna jest magnetyczna suwnica, "która transportowała blachy do wstępnego czyszczenia i malowania. To konieczny zabieg przed cięciem i obróbką plastyczną.
Walcownia
nadal dysponuje nowoczesnymi urządzeniami, które pozwalają na dokładną i skomplikowaną obróbkę blach o wymiarach 4 x 12 metrów i grubościach rzędu 40 mm. Nawet na laiku wrażenie zrobią walce o sile
nacisku 2 tys. ton i prasy o nacisku tysiąca ton. Najcenniejsze, najnowocześniejsze i najdroższe, są wycinarki plazmowe. Największa, wyprodukowana w 2006 r przez firmę ESAB, ma możliwość krawędziowego
ukosowania blach. Dokładność cięcia plazmą tym urządzeniem nie przekracza pół milimetra, a powierzchnia jest idealnie gładka. Trzy lata temu za to urządzenie zapłacono ponad 11 mln zł. Hala walcowni może
być uruchomiona właściwie w każdej chwili.
Stocznia dysponuje też jedną z nowocześniejszych w świecie linii do czyszczenia i malowania (tzw. komora śrutownico-malarska), gdzie zapewniono idealne
warunki dla prac konserwacyjno-malarskich.
Służby techniczne cały czas konserwują i utrzymują w sprawności urządzenia trzech pochylni i nabrzeża o długości ponad 1100 m obsługiwanego przez 11 żurawi o
wysięgu do 42 m i udźwigu do 50t.
Wodowanie, którego nie będzie?
Przygnębiające wrażenie zamkniętej stoczni potęgują gotowe elementy kolejnego statku o roboczym numerze 26. Część sekcji
przygotowano już do ostatecznego montażu na pochylni. Czy kiedyś ten statek będzie zbudowany? Przy na-brzeżu stoi niewykończony kontenerowiec o roboczej nazwie B178-I/23. Dalszy los jego też jest
nieznany.
Mimo deklaracji zarządu i szefa utrzymania ruchu z każdym dniem będzie trudniej uruchomić jakąś produkcję w stoczni. Nie chodzi tylko o sprawność obrabiarek, ale i o ludzi. Wielu fachowców
znalazło inną pracę, część wyjechała za granicę. Ponowne zatrudnienie, wyszkolenie i wdrożenie pracowników może potrwać wiele tygodni, jeśli nie
miesięcy.