Ratownicy z Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR zakończyli akcję protestacyjną. Dostaną podwyżki, choć nie tak
wysokie, o jakie walczyli. Chcieli, aby marynarz, który do tej pory za swoją ofiarną służbę otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 1500 zł miesięcznie, zarabiał o tysiąc złotych więcej. Ostatecznie zgodzili
się na mniej.
Ratownicy SAR od czerwca prowadzili akcję protestacyjną, podczas której domagali się zwiększenia wynagrodzeń. Dotychczas pensje osób zajmujących się ratowaniem życia na morzu
kształtowały się na poziomie 1500 zł dla marynarza i 2800 zł dla kapitana jednostki ratowniczej. Biorąc pod uwagę odpowiedzialność i wysiłek związany z prowadzonymi w skrajnie trudnych sytuacjach akcjami,
pieniądze te nawet dla osób spoza przedsiębiorstwa wydawały się żenująco niskie. Dyrekcja SAR-u rozkładała ręce. Fundusz płac przedsiębiorstwa zależy od tego, ile firma dostanie środków z Ministerstwa
Infrastruktury. Dlatego NSZZ "Solidarność" działający przy Morskiej Służbie Poszukiwawczej i Ratownictwa SAR rozpoczął akcję protestacyjną. Kilkumiesięczny protest zakończył się sukcesem, choć
ratownicy musieli trochę ustąpić. Teraz każdy z nich dostanie podwyżkę. Ministerstwo Infrastruktury znalazło pieniądze.
- W końcu zdali sobie sprawę z tego, że za naszą ciężką i ofiarną służbę
powinniśmy być odpowiednio wynagradzani - komentują ratownicy. - Gdyby nie podwyższono nam pensji, kolejni specjaliści odeszliby z pracy. W tym roku zrobiło to już 30 osób, przez co dyrekcja boryka się z
problemami kadrowymi.
- Zanim zapadła decyzja o podwyżkach, dostaliśmy jednorazowe świadczenia. - To miało nam poprawić nastrój i faktycznie tak się stało - dodaje jeden z kołobrzeskich ratowników.
- Teraz czekamy na pensje i wyrównanie. Podwyżki na razie mamy bowiem tylko na papierze.
Wynagrodzenia w Morskiej Służbie Poszukiwania i Ratownictwa wzrosły średnio o 30 proc. Najwięcej zyskają
kapitanowie jednostek. Każdy z nich dostanie przy wypłacie o 1 tys. zł więcej. Pensje marynarzy ukształtują się na poziomie 2 tys. zł.
- To nadal za mało, ale dobre i to - komentują pracownicy. -
Co prawda ci którzy odeszli już do nas nie wrócą, ale przynajmniej ci, którzy pozostali nie będą się tak masowo zwalniać.