Nie ma prawie żadnych szans na odnalezienie żywej kobiety, przebywającej najprawdopodobniej w
kabinie jednostki, która wczoraj zatonęła w odległości 10-12 mil morskich od Darłowa. Poszukiwania jednak trwają i mają być wznowione dzisiaj.
Do tragedii doszło podczas rejsu kilkumetrowej
prywatnej łodzi z sześcioma wędkarzami. Na pokładzie był jeszcze doświadczony szyper z rodziną, tj. żoną i dorosłą córką. Jednostka miała się przewrócić, jak mówili uratowani, z powodu przeciążenia jednej
burty. Najprawdopodobniej wszyscy się przemieścili gwałtownie na jedną stronę łodzi, podczas awizowanego brania ryby na wędkę.
Tragedię na szczęście zauważono z łowiących w pobliżu kutrów, które
natychmiast wszczęły akcję ratowniczą podejmując z wody 8 osób. Powiadomiono także, przed godziną 11, Morskie Ratownicze Centrum Koordynacyjne w Gdyni, skąd zadysponowano w rejon zatonięcia jednostki SAR
i ratowniczy śmigłowiec Marynarki Wojennej Anakonda z lotniska w Babich Dołach. I chociaż późnym popołudniem zaginionej żony szypra szukały już specjalistyczne jednostki ratownicze Tajfun i R-26 oraz
śmigłowiec ratowniczy Mi-14 PS z lotniska w Darłowie (Anakonda w tym czasie odtwarzała na tym lotnisku "gotowość") - efektów nie było.
Nie można wykluczyć, że dopiero po zlokalizowaniu i
wydobyciu zatopionej jednostki, w jej kabinie odnajdzie się zaginioną kobietę.