ŚWIATOWY kryzys ma już swoje pierwsze ofiary wśród firm żeglugowych. Z jego powodu zbankrutował duży amerykański armator
Eastwind, w którego flocie pływało ponad 100 statków.
SPOWOLNIENIE gospodarcze w sposób szczególny dotknęło branży żeglugowej, której obroty są ściśle powiązane ze światową koniunkturą. Większość
armatorów jakoś radzi sobie w trudnych czasach, ale są też tacy, którzy im nie sprostali.
Przykładem tego może być firma Eastwind - duży amerykański armator, który był operatorem 105 statków, z
czego 68 własnych. Były to jednostki różnego typu: chłodniowce, tankowce, masowce oraz kontenerowce.
O problemach finansowych Eastwind głośno zrobiło się już w grudniu zeszłego roku. Z powodu
kosztownej przebudowy czterech masowców firmie zabrakło pieniędzy na bieżące funkcjonowanie. Żeby załatać dziurę, musiała sprzedać norweskiemu KS Agder Ocean Shipping siedem chłodniowców.
Wkrótce
potem okazało się, że była to tylko przygrywka do prawdziwych problemów Eastwind. Wiosną firma zerwała cztery umowy czarterowe, których ustalone wcześniej stawki były zdecydowanie za wysokie jak na
kryzysowe czasy. Właściciele czarterowanych statków od razu oddali sprawy do sądu. Jednemu z ich-greckiemu armatorowi Meadway - firma zgodziła się przed sądem arbitrażowym zapłacić 6 min USD
odszkodowania. Pieniądze na spłatę miały pochodzić ze sprzedaży należącego do Eastwind masowca "Yucatan". W czerwcu na wszelki wypadek wierzyciel zaaresztował statek w Teksasie, co odbyło się zresztą
bez zgody i wiedzy czarterującego statek kanadyjskiego Fednau
Informacje o nowych problemach finansowych Eastwind błyskawicznie rozeszły się w branży i do armatora ustawiła się długa kolejka
wierzycieli. Niektórzy, jak np. PB Tankres, za zerwanie kontraktów domagali się kwot idących w dziesiątki milionów dolarów. Były też mniejsze roszenia, m.in. od dostawców paliw. O zwrot swojej hipoteki
upomniał się także Nordea Bank, który ostatecznie przejął 13 statków z floty Eastwind, w tym 10 kontenerowców, dwa masowce oraz jeden chłodniowiec.
Z powodu upadku Eastwind problemy zaczęły mieć
powiązane z armatorem spółki. Dotyczyło to np. operatora masowców Probulk, który w związku z tym bankructwem również miał sprawy sądowe o zerwanie umów czarterowych. Odczuł je także rynek handlu bananami,
gdyż okazało się, że 12 statków amerykańskiego armatora czarterował czołowy dostawca cytrusów
-Chiquita Brands International.
Zdaniem Krzysztofa Gogola, doradcy dyrektora naczelnego PŻM, takim
informacjom bacznie przyglądają się banki na całym świecie.
-Jak dotąd instytucje te zachowywały się bardzo spokojnie, bardzo rzadko uciekając się do przejęcia statków w sytuacji, gdy armator zaczął
spóźniać się z płatnościami kolejnych rat kredytowych. Jednak już jesienią może się to zmienić i będziemy świadkami wielu tego rodzaju przejęć.