Od dziś Polska Żegluga Morska rozpoczyna kolejny sezon rejsów na Spitsbergen, z którego jej panamaks "Armia Krajowa
" będzie woził węgiel do portów Europy Zachodniej. Szczeciński armator jest jedynym, który w te trudne dla nawigacji rejony zapuszcza się tak dużymi statkami. Przetarcie nowego szlaku 8 lat temu
wzbudziło jednak poważne obawy norweskich ekologów i polityków.
Spitsbergen jest największą norweską wyspą (39 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni), która wchodzi w skład archipelagu Svalbard
na Morzu Arktycznym. W Polsce jest znany przede wszystkim ze względu na Polską Stację Polarną Hornsund im. Stanisława Siedleckiego, która na wyspie znajduje się od 1957 r. Spitsbergen jest zamieszkiwany
przez ok. 3 tys. osób. Ważną częścią jego gospodarki jest rybołówstwo. W odkrywkowej kopalni niedaleko portu Svea i w dwóch innych miejscach na wyspie wydobywa się także węgiel. To właśnie ten surowiec
stał się powodem, dla którego na Spitsbergen zaczęły pływać duże PŻM-owskie statki.
Pod czujnym okiem
W zdobyciu tego zlecenia szczecińskiemu armatorowi pomogły wcześniejsze
doświadczenia. W swojej prawie 60-letniej historii jego statki wielokrotnie przecierały szlaki handlowe i ustanawiały zupełnie nowe połączenia handlowe. W1958 roku PŻM-owski parowiec "Tczew" jako
pierwszy z bloku wschodniego rozpoczął regularny przewóz towarów do portów dopiero co powstałych krajów Afryki Zachodniej. Dziewięć lat później prom PŻM "Gryf" ustanowił pierwszą stałą linię
pasażerską pomiędzy Polską a Skandynawią. W 1976 roku ogromny tankowiec PŻM "Giewont II" o nośności 137 tysięcy ton, pod dowództwem kpt. Tadeusza Gapińskiego, jako pierwszy tej wielkości statek
wpłynął na Bałtyk przez, dopiero co pogłębioną przez Duńczyków, cieśninę Wielki Bełt.
- Kapitanowie Polskiej Żeglugi Morskiej znani są na całym świecie ze swoich wysokich umiejętności -podkreśla
Krzysztof Gogol., doradca dyrektora naczelnego PŻM. - Nic zatem dziwnego, że kiedy w 2001 roku duża norweska firma Jebsen postanowiła po raz pierwszy wysłać na Spitsbergen po ładunek węgla duży statek
typu panamaks (74 tys. ton nośności), z zadaniem tym zwróciła się właśnie do PŻM. Do tej pory przewóz tego surowca z polarnych wysp realizowany był znacznie mniejszymi jednostkami. Nikt bowiem wcześniej
nie odważył się wcisnąć takim kolosem w wąskie norweskie fiordy - opowiada przedstawiciel armatora.
Jak się jednak okazało, pionierskie przedsięwzięcie żeglugowe na starcie wzbudziło sporo
kontrowersji. Po alarmie podniesionym przez organizacje ekologiczne dyskusja na temat wspólnych planów Jebsena i PŻM rozgorzała nawet na forum norweskiego parlamentu. Spitsbergen i otaczające go wody są
bowiem niezwykle cennym, unikatowym obszarem przyrodniczym, który wymaga ekologicznej ochrony. W odpowiedzi Jebsen zapewniał wszystkich o tym, że Polacy mają ogromne doświadczenie w eksploatacji dużych
statków i są przygotowani do nawigowania nawet w najtrudniejszych warunkach. Pomimo tego przetarcie nowego szlaku wzbudziło w Norwegii olbrzymie obawy. Do ich skonfrontowania z rzeczywistością doszło w
lipcu 2001 r., kiedy do leżącego wewnątrz fiordów Van Mijen na Spitsbergenie wyruszyły dwa PŻM-owskie panamaksy: m/s "Solidarność" oraz m/s "Armia Krajowa". Z pokładu tego pierwszego całą wyprawę
od strony naukowej nadzorował pracownik szczecińskiej Akademii Morskiej (wówczas Wyższej Szkoły Morskiej) prof. Bernard Wiśniewski. Najtrudniejszym momentem rejsu było przejście statków przez wąską
cieśninę Aksela. Dlatego właśnie na znajdującą się w jej pobliżu wyspę wcześniej helikopterami zostało przetransportowanych aż 27 obserwatorów, wśród których byli dziennikarze i ekolodzy. Mieszkający tam
na stałe dwaj rybacy opowiadali później norweskiej prasie, że jeszcze nigdy w całej swojej historii ich wyspa nie przeżywała takiego najazdu gości.
Polarnicy z PŻM
Przejście pierwszego
panamaksa przez cieśninę Aksela rozpoczęło się tuż po północy z 11 na 12 lipca. Godzina nie została tu wybrana przypadkowo, gdyż właśnie w tym momencie zmieniają się tam pływy, dzięki czemu znikają
niebezpieczne prądy. Mierząca 228 metrów długości i 38 metrów szerokości "Solidarność" przepłynęła w odległości ok. 500 metrów od lądu z prędkością 5 węzłów. Niepotrzebna okazała się nawet asysta
dwóch płynących w pobliżu holowników. Wszystko przebiegło zgodnie z planem i bez najmniejszych problemów, więc tematem przestali interesować się norwescy ekolodzy i dziennikarze. Statki PŻM mogły
rozpocząć regularną żeglugę na nowym szlaku.
Z takiego przebiegu wypadków bardzo ucieszył się właściciel firmy Jebsen - Atle Jebsen. W liście do PŻM pogratulował firmie i załodze "Solidarności".
Pisał m.in.: "Wspólnie udowodniliśmy politykom i ekologom, że korzystamy z najlepszych statków oraz załóg. Dzięki wam obecnie niektórzy politycy zaczynają mówić, iż nawigacja na tych akwenach jest
najbezpieczniejszą na całym norweskim wybrzeżu".
Otwarcie nowego szlaku dla dużych statków handlowych pozwoliło Norwegom w pełni wykorzystać potencjał kopalni odkrywkowej w Svea. Tylko jednostki PZM
zaczęły przewozić z niej rocznie ponad milion ton wysokowartościowego węgla na zachód Europy.
Krzysztof Gogol ocenia, że arktyczne rejsy mają nie tylko ekonomiczne zalety. - Dla marynarzy ze Szczecina
podróże na Spitsbergen są pewną egzotyczną odmianą w codziennej pracy. Można tu natknąć się na wieloryby i liczne stada fok, a i sam polarny, górzysty krajobraz jest czymś, co przynajmniej raz w życiu
warto zobaczyć. Załogi rzadko jednak schodzą na ląd. Zresztą, nie ma po co. Zamiast dobrej portowej tawerny, można tu spotkać jedynie białe niedźwiedzie.