Nowy stoczniowy inwestor poza budowaniem w Szczecinie specjalistycznych statków, chce na terenie zakładu rozbierać też
złomowane jednostki. Zapowiedź wzbudziła niepokój posłanki Renaty Zaremby. Dyrekcja zakładu uspokaja jednak, że wszystko musiałoby odbywać się zgodnie z rygorystycznymi normami ochrony środowiska.
O sprzedaży stoczni arabskiemu bankowi inwestycyjnemu QInvest na posiedzeniu sejmowej komisji skarbu mówił wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik. Potwierdził on, że inwestor planuje budować w Szczecinie
specjalistyczne statki, elementy wież wiertniczych, a nawet sprzęt wojskowy. Nowy właściciel jest też zainteresowany ukończeniem przewłaszczonego przez Agencję Rozwoju Przemysłu kontenerowca, oraz
przejęciem niesprzedanych w przetargach projektów budowy statków powstałych w stoczniowym biurze projektowym. Zwrócił się też do MSP o pomoc przy pozyskiwaniu innych kontraktów. Zadeklarował też
wprowadzenie w nim nowych technologii produkcji.
- To są cenne deklaracje, ale na razie nie ma jednoznacznych zapowiedzi inwestycyjnych - ocenia szczecińska posłanka PO Renata Zaremba, która brała
udział w posiedzeniu komisji. - Zaniepokoiła mnie jednak nowa informacja o tym, że tereny stoczni będą wykorzystywane także do utylizacji starych statków. Trochę się tego boję, bo nie chciałabym, żebyśmy
w centrum miasta mieli okrętowe śmietnisko świata. Budzi to niepokój, tym bardziej, że nie znamy zakresu tej działalności.
O tych planach inwestora nie słyszał jeszcze Bogusław Adamski, dyrektor
szczecińskiego oddziału Polskich Stoczni. - Gdyby taka działalność miała być prowadzona, to na pewno nie byłaby szkodliwa dla otoczenia. Dziś w Europie nie można zrobić czegoś, co naruszałoby normy
ochrony środowiska. Myślę, że odbywałoby się to poza tradycyjną działalnością stoczniową. Pieniądze na to, żeby zrobić to w sposób ekologiczny, można by pozyskać z UE - ocenia dyrektor.
Profesor
Leonard Rozenberg, ekonomista z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego, uważa, że taka działalność może być zyskowna i stanowić ważne uzupełnienie stoczniowego portfela. Przemawia za nią m.in.
perspektywa złomowania statków tracących świadectwa klasyfikacyjne, które z powodu kryzysu stoją teraz na kotwicy.
- Mamy bardzo rygorystyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska i nikt nie wyda
zgody na rozpoczęcie operacji rozbierania statku bez ich przestrzegania. W "Gryfii" rozcinanie statków odbywa się w asyście specjalistycznej jednostki, która usuwa wszelkie powstające zagrożenia. To
samo można by zrobić w Stoczni Szczecińskiej - uważa ekonomista.