Poniedziałek jest pierwszym w historii Stoczni Szczecińskiej dniem, w którym nic się w niej nie produkuje. Czy zacznie
ona znowu pracować, ma zależeć od arabskiego funduszu znad Zatoki Perskiej. W sobotę pochodzenie inwestora potwierdził premier Tusk.
Piątek był ostatnim dniem roboczym w Stoczni Szczecińskiej
Nowej, która zgodnie ze specustawą zakończyła produkcję w niedzielę 31 maja. Z zakładem pożegnało się ok. 1200 ostatnich jego pracowników. Na odchodnym wielu wciąż miało jeszcze nadzieję na powrót do
zakładu.
- To się tak nie może skończyć. Jeszcze tu wrócimy - mówił jeden ze zwalnianych stoczniowców.
Jacek Kantor, szef S80 w SSN, oceniał jednak, że wielu odchodzących ma co do tego
poważne wątpliwości. - Dopóki inwestor nie potwierdzi nam woli budowania statków, to te wątpliwości nie znikną. W poniedziałek po raz pierwszy w historii stoczni nic nie będzie się w niej produkować.
Czegoś takiego nie było nawet po jej upadku w 2002 roku - oceniał związkowiec.
W piątek został też ochrzczony i przekazany rosyjskiemu armatorowi ostatni statek wybudowany przez SSN - kontenerowiec
"Fesco Vladimir". Chrzest miał pechowy przebieg, gdyż pierwsza butelka szampan odbiła się od burty jednostki i wpadła do Odry. Matce chrzestnej udało się rozbić dopiero drugą.
Podczas uroczystości
wszystkim, także tym zwolnionym wcześniej stoczniowcom, za dotychczasową pracę podziękował Bogusław Adamski, dyrektor techniczy SSN.
- To był zaszczy pracować z tymi wszystkimi kolegami. Dziś w
stoczni jest wielka cisza. Wierzę, że nie potrwa ona długo i w Szczecinie będzie można budować statki i robić na nich dobry biznes - podkreślał dyrektor.
Nadal oficjalnie nie wiadomo, kto stoi za
pośrednikiem, który wygrał przetargi i podpisał umowy na zakup majątku produkcyjnego stoczni. Na antenie radia RMF FM premier Donald Tusk ujawnił jednak w sobotę, że jest to fundusz z rejonu Zatoki
Perskiej, którego pozyskanie ma być efektem m.in. jego wizyt w Katarze i Kuwejcie.
- Będzie tu pracował inwestor, który powiedział nam, a następnie ogłosił publicznie, że jest zainteresowany budową
statków - zapewniał premier.
Nadal nie wiadomo jednak, kiedy nowy inwestor stanie się pełnoprawnym właścicielem stoczni. Maciej Wewiór, rzecznik prasowy Ministerstwa Skarbu Państwa, wyjaśnił nam, że
jeśli pochodzi on spoza UE, to musi dopełnić wielu dodatkowych procedur. Chodzi m.in. o zgodę z MSWiA, na której uprawomocnienie czeka się 14 dni. Potrzebna jest też rezygnacja portu z prawa pierwokupu
stoczniowych terenów.
- Dlatego zwracamy się do Komisji Europejskiej, aby wskazała ostateczną datę zakończenia całego procesu zapisanego w specustawie. Mówimy tu co najmniej o drugiej połowie
czerwca - stwierdził rzecznik.
Do ostatniej chwili nie było też wiadomo, w jaki sposób zostanie zabezpieczony majątek stoczni. W piątek Agencja Rozwoju Przemysłu poinformowała, że została
przedłużona umowa z firmą "Ares Service", która dotychczas zajmowała się ochroną zakładu. Usługi finansowo-księgowe ma świadczyć firma "Frąckowiak i Wspólnicy". Konserwacją sprzętu i sieci
przesyłowych do momentu przekazania ich nowemu inwestorowi mają się zajmować wyznaczeni pracownicy stoczni. Zatrudnieni mają być na takich zasadach, żeby nie stracili finansowo na świadczeniach
przewidzianych w programie zwolnień monitorowanych. Część z dozorców to osoby, które w ogóle nie przystąpiły do programu, gdyż np. mają uprawnienia emerytalne.
- Zakładem będą się opiekować ludzie,
którzy to do tej pory robili. Będzie to ponad 100 osób związanych z majątkiem trwałym, instalacjami, energetyką i dźwigami - zapewniał Bogusław Adamski.