Naftowy kapitał z Kataru znalazł się wczoraj na pierwszym miejscu wśród typów dotyczących inwestora, który stoi za kupnem
majątku Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowej. Potwierdzeniem tej tezy może być poniedziałkowa wizyta w tym kraju ministra skarbu Aleksandra Grada.
Od momentu, gdy okazało się, że przetargi
na majątek produkcyjny obu stoczni wygrał pośrednik - zarejestrowany na Antylach Holenderskich United International Trust NV, nie milkną spekulacje na temat tego, kto jest rzeczywistym inwestorem w obu
zakładach. Wczoraj mocne wsparcie zyskała teoria, że transakcja odbyła się na zlecenie kapitału z położonego nad Zatoką Perską Kataru. Potwierdzać może to ujawniona przez "Puls Biznesu" poniedziałkowa
wizyta w tym kraju ministra skarbu. Na temat inwestycji w polskich stoczniach miał on rozmawiać z premierem, ministrem energetyki i przemysłu tego kraju oraz przedstawicielem Qatar Investment Authority.
Na stronach internetowych funduszu można przeczytać, że został on utworzony w 2005 r. przez rząd Kataru. Ministerstwo Skarbu Państwa potwierdziło nam, że minister Grad rzeczywiście był w poniedziałek z
wizytą w Katarze.
- Celem wizyty było zacieśnianie stosunków ekonomicznych między naszymi krajami - eufemistycznie odpowiedział nam Piotr Koszewski z Biura Komunikacji Społecznej MSP.
Czy
elementem tego zacieśniania jest także zakup polskich stoczni, resort skarbu ma oficjalnie odpowiedzieć dopiero po podpisaniu umowy z inwestorem, co powinno nastąpić do końca maja. Zdaniem prof. Dariusza
Zarzeckiego, ekonomisty z Uniwersytetu Szczecińskiego katarski trop jest bardzo prawdopodobny.
- Jeżeli są prowadzone rozmowy na najwyższym szczeblu w Katarze i wcześniej wspominał o tym też
premier, to można w to wierzyć. Wypada mieć nadzieję, że oni rzeczywiście będą chcieli budować statki. Mają duże pieniądze i długi horyzont inwestycyjny. Daje to szansę na stworzenie czegoś dobrego, tym
bardziej że Gdynia i Szczecin byłyby w jednym ręku - ocenia ekonomista.
Krzysztof Fidura, przewodniczący zakładowej Solidarności przyznaje, że stoczniowe związki nic nie wiedziały dotychczas o
inwestorze z Kataru.
- Jeśli minister tam był, to trudno tego jednak nie powiązać. Dziwię się ludziom, którzy wybrzydzają, że kapitał jest z krajów arabskich czy Izraela. Jeżeli w obecnej sytuacji
ktoś da nam pracę, to warto z nim współpracować - uważa związkowiec.