Odbicie kapitana amerykańskiego kontenerowca i rekordowo szybkie uwolnienie załogi (w tym 5 Polaków) statku "Bow Asir"
to tylko pojedyncze optymistyczne akcenty w zmaganiach z piratami. Nie zmieniają one faktu, że mimo obecności floty wojennej, wody w okolicach Somalii stają się coraz bardziej niebezpieczne.
Porwanie
pływającego pod amerykańską banderą duńskiego kontenerowca "Maersk Alabama" od początku miało nietypowy przebieg. Płynął on do Kenii z humanitarną pomocą przeznaczoną dla najbiedniejszych krajów
regionu, gdy został zaatakowany przez czterech piratów. Inaczej niż to zwykle bywa w takich sytuacjach, nie udało im się spacyfikować załogi. Wkrótce odzyskała ona kontrolę nad jednostką i wzięła do
niewoli jednego z napastników. Dla zapewnienia jej ochrony przed uzbrojonymi w karabiny piratami w ręce porywaczy oddał się jednak kapitan statku Richard Phillips.
Padły strzały
Także
dalej historia tego uprowadzenia potoczyła się inaczej niż zwykle. Trzem piratom wraz z zakładnikiem nie udało się dotrzeć do somalijskiego brzegu na ratunkowej łodzi. W jej baku prawdopodobnie skończyło
się paliwo. Początkowo łódź dryfowała w pobliżu amerykań-skiego niszczyciela USS Bainbridge. Gdy pogoda się pogorszyła, za zgodą piratów została wzięta przez Amerykanów na hol*. Wkrótce potem nastąpiły
najbardziej dramatyczne wydarzenia. Z relacji amerykańskich wojskowych wynika, że jeden z piratów przystawił zakładnikowi karabin do głowy. Wtedy kapitan USS Bainbridge miał wydać rozkaz otwarcia do nich
ognia przez znajdu-jących się na pokładzie snajperów. Strzały okazały się śmiertelne dla trzech porywaczy i kapitan został uwolniony.
Jeszcze bardziej dramatyczny przebieg miała akcja odbijania pięciu
Francuzów na jachcie porwanym w pobliżu Somalii. Podczas ataku francuskich komandosów zginął na nim jeden z zakładników. Siły specjalne tego kraju są najbardziej doświadczone w tego typu akcjach i
dotychczas udawało im się unikać ofiar po stronie porwanych.
Zdaniem Sebastiana Kalitowskiego, szefa zajmującej się morskim bezpieczeństwem firmy Maritime Safety & Security ze Szczecina, te akcje
świadczą o tym, że obecne w rejonie Somalii siły międzynarodowe rozpoczęły ostrzejsze działania przeciwko piratom.
- Nie można jednak zapominać, że były to sytuacje różniące się od typowego
uprowadzenia statku. W pierwszej był to nieduży jacht, który łatwiej jest odbić, niż duży statek. W drugiej sytuacja była jeszcze bardziej klarowna. Łódź z uprowadzonym kapitanem znajdowała się bardzo
blisko USS Bainbridge, więc rozwiązanie snajperskie było tu proste i klarowne. To zupełnie inna sytuacja niż taka, gdy opanować trzeba statek, na którym oprócz załogi może też być niebezpieczny ładunek.
Po tej akcji odbyła się też inna demonstracja siły - siedem amerykańskich śmigłowców przeleciało bardzo nisko w okolicach baz somalijskich piratów. Wygląda więc na to, że siły międzynarodowe zaczęły
stosować tu twardszą taktykę - uważa ekspert od bezpieczeństwa.
Niepotrzebne zaostrzenie?
Po dwóch ostatnich akcjach podniosły się jednak głosy, że teraz sytuacja może zmienić się na
niekorzyść załóg porwanych statków. Dotychczas bowiem piraci nie dopuszczali się na nich mordów. Teraz ze strony jednej z grup już pojawiły się zapowiedzi odwetu na amerykańskich marynarzach. Specjaliści
oceniają równocześnie, że bezpieczeństwa przepływającym w tamtym rejonie statkom nie będą w stanie zapewnić nawet wciąż rosnące siły międzynarodowej marynarki wojennej. Napady zdarzają się bowiem na
wielkim obszarze morza, na którym panuje olbrzymi ruch statków. W ciągu roku przez Zatokę Adeńską przechodzi nawet ok. 20 tys. jednostek floty
handlowej. Mimo obecności wojska, porwania statków nadal
stają się coraz powszechniejsze. Obecnie w rękach piratów znajduje się 20 jednostek i ok. 250 marynarzy.
- Do tych ostrzeżeń ze strony piratów trzeba podchodzić z dużą rezerwą - uważa jednak Sebastian
Kalitowski. - To, że ktoś z nich komuś grozi, to jeszcze nic nie znaczy. Pewne rzeczy uchodzą im płazem tylko do czasu, kiedy nie ma znaku równości: pirat-terrorysta. Gdyby oni zaczęli zabijać
zakładników, gniew świata przeciwko nim byłby o wiele silniejszy i ponieśliby tego konsekwencje. To są przestępcy, którzy uprawiają dochodowy proceder i w ich przypadku jakaś ideologia nie ma większego
znaczenia. W imię pieniędzy najczęściej nie poświęca się własnego życia.
Szybki okup
Niedawno z rejonu Somali nadeszła inna pozytywna wiadomość. Porwanie zakończyło się szczęśliwie dla
24-osobowej załogi, w tym pięciu Polaków, chemikaliowca "Bow Asir". Jego norweski armator zapłacił za uwolnienie jednostki prawdopodobnie 2,4 min dolarów okupu.
W tym przypadku niezwykły jest
jednak wyjątkowo krótki czas, przez który statek był przetrzymywany w rękach piratów. Został on bowiem porwany 26 marca, a już 13 kwietnia wpłynął do bezpiecznego kenijskiego portu. W innych tego typu
przypadkach na uwolnienie jednostki czekać trzeba kilka miesięcy.
Pomimo tych pozytywnych sygnałów eksperci nie mają jednak wątpliwości, że do normalizacji sytuacji na wodach w rejonie Somalii droga
jest jeszcze daleka.
- Na uspokojenie potrzebne będą nie miesiące, ale pewnie lata. Jest też takie ryzyko, że mieszkańcy innych państw afrykańskich także zaczną próbować pirackiego procederu, gdyż
widzą, jakim dochodowym jest to procederem - ostrzega Sebastian Kalitowski.