Marynarskie związki zawodowe chcą, żeby Związek Armatorów Polskich uznał rejon wód w pobliżu Somalii za strefę objętą
działaniami wojennymi, w której polscy marynarze mogliby liczyć na wyższe świadczenia i odmówić pracy. Związek uważa, że jego deklaracja nie miałaby tu znaczenia.
Uwagę na pracę naszych marynarzy w
rejonie Zatoki Adeńskiej i wód na południe od niej zwróciło niedawne porwanie statku "Bow Asir" z 5 Polakami na pokładzie. W zeszłym roku uprowadzono tam ok. 130 statków, w tym tankowiec "Sirius
Star" z polskim kapitanem i oficerem. Dlatego też marynarskie związki zawodowe zwróciły się do Związku Armatorów Polskich, żeby uznał on ten obszar za strefę objętą działaniami wojennymi. Pracujący w
niej marynarze z reguły mogą liczyć m.in. na dwukrotnie wyższą płacę i kwotę ubezpieczenia.
- Takie uznanie określiłoby sytuację polskich marynarzy pływających u różnych armatorów - ocenia Tymoteusz
Listewnik, szef Organizacji Marynarzy Kontraktowych NSZZ "Solidarność". -Mieliby oni prawo odmówić pracy bez żadnych reperkusji. Po zakończeniu kontraktu 3- czy 4-miesięcznego nie ma obowiązku
ponownego zatrudnienia. Ludzie obawiają się utraty pracy, szczególnie teraz w obliczu kryzysu.
Związek Armatorów Polskich uważa jednak, że taki gest z jego strony nie miałby sensu.
- Statki
naszych członków w tym rejonie nie pływają, więc ten problem nas nie dotyczy - twierdzi Adolf Wysocki, sekretarz ZAR - Związki zawodowe znają problem Polaków, którzy pływają na tamtych wodach u innych
armatorów. Nasze stanowisko w tej sprawie nie miałoby tu znaczenia. To są decyzje tamtych armatorów: czy posyłają w ten region swoje statki i jakie zabezpieczenia stosują. Większość armatorów zdecydowała,
żeby pływać dookoła Afryki. Inni płyną tam z pełną świadomością, jakie jest ryzyko i informują dowództwo połączonych sił marynarki o planowanej trasie. Poza tym to nie związki armatorów, ale kluby
ubezpieczeniowe decydują o tym, jakie rejony są ogłaszane strefami działań wojennych.
Zdaniem Janusza Maciejewicza, szefa Krajowej Sekcji Morskiej Marynarzy i Rybaków NSZZ "S", taka deklaracja ZAP
pomogłaby jednak polskim marynarzom pływającym u obcych armatorów.
- Oznaczałaby, że polscy armatorzy uznają ten obszar za strefę działań wojennych. Miałoby to trochę wydźwięk polityczny. Niektóre
związki armatorów, np. norweski, podjęły takie decyzje i jest to forma nacisku międzynarodowego, żeby armatorzy jakoś rozwiązali tę kwestię. Jeśli ZAP twierdzi, że statki jego członków tam nie pływają, to
tym bardziej nie rozumiem, co by im to szkodziło.