Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

142 lata nadzoru nad statkami

Namiary na Morze i Handel, 2009-03-12

Z Uwe Diepenbroekiem, Country Managerem Poland Germanischer Lloyd oraz Tomaszem Olędzkim, Deputy Country Managerem Poland i szefem Inspekcji Germanischer Lloyd w Gdańsku, rozmawia Lechosław Stefaniak. - Jakie znaczenie dla tak dużej instytucji klasyfikacyjnej, jaką jest Germanischer Lloyd (GL), ma obecność na polskim rynku? Jak panowie oceniają działalność firmy w Polsce? Uwe Diepenbroek: - Germanischer Lloyd działa na rynku shippingowym już ponad 140 lat. Pierwsze nasze biuro w Polsce powstało w Gdańsku, w latach 60. ubiegłego wieku, a kolejne - w latach 70., w Szczecinie. Na Wybrzeżu jesteśmy nieprzerwanie od prawie 50 lat. W Polsce mamy 4 biura: oprócz Gdańska i Szczecina, także w Poznaniu i Katowicach. Od 1992 r., jesteśmy zarejestrowani jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Germanischer Lloyd Polen. 2008 r. był dla nas czasem inwestycji i dużych zmian. Pozwolił nam zwiększyć zatrudnienie z 30 do 54 osób. Na polskim rynku jest wielu bardzo dobrych inżynierów, a takich właśnie potrzebujemy, najwięcej - kadłubowców, także mechaników. Mamy nadzieję, że br. będzie podobny do minionego. Niepokoi nas trochę światowy kryzys, ale bardziej - sytuacja z dwiema polskimi stoczniami: w Gdyni i Szczecinie. Tomasz Olędzki: - Germanischer Lloyd zatrudnia na świecie ok. 5 tys. ludzi, a więc my, zatrudniając 54 pracowników, jesteśmy cząstką wielkiej organizacji. Jako towarzystwo klasyfikacyjne, działamy w imieniu rządów. Od 18 grudnia 2008 r., GL, jako pierwsze zagraniczne towarzystwo, zostało akredytowane przez rząd polski do wypełniania czynności inspekcyjnych w imieniu administracji polskiej, czyli otrzymało prawa do przeprowadzania nadzorów konwencyjnych na statkach pływających pod polską banderą. - Jakie to ma znaczenie dla GL? T.O.: - Przede wszystkim, jesteśmy rozpoznawani przez administrację. Jest to szczególnie ważne dla armatorów, którzy mają statki z klasą GL. Germanischer Lloyd może obecnie oferować swoje usługi klasyfikacyjne, statutowe i konwencyjne także statkom z banderą polską. - Jaki procent, w ogólnym nadzorze, zajmują statki budowane w Polsce? U.D.: - Najlepszy był 1998 r., kiedy nadzorowaliśmy 22 statki w Szczecinie i 6 w Trójmieście, co stanowiło prawie 100% wszystkich statków budowanych przez polskie stocznie. Teraz mamy ok. 50%. - Oznacza to, że jesteście jednym z wiodących towarzystw klasyfikacyjnych, nadzorujących produkcję statków w Polsce? U.D.: - Liczba statków budowanych w kraju uzależniona jest od bardzo wielu czynników, głównie od kontraktów, które zawierane są ze stoczniami przez armatorów. Wybór klasyfikatora wynika z warunków określonych w umowie między kontrahentami. T.O.: - Oferty GL w Polsce nie wyczerpuje tylko budowa nowych jednostek. Bardzo ważna część naszej pracy to obsługa statków przypływających na serwis. Tu też jest zapotrzebowanie na nasze usługi w kraju. Obsługujemy armatorów w stoczniach remontowych i w portach. Prace, nazywane przez nas potocznie "statkami w serwisie" stanowią ponad 50% naszej podstawowej działalności. I są bardzo ważne, ze względu na bezpieczeństwo na morzu. - Jak panowie oceniają to, co dzieje się z polskimi stoczniami? Czy przemiany oznaczają koniec polskiego przemysłu okrętowego, czy też mogą one pozytywnie wpłynąć na dalszą działalność naszych stoczni? U.D.: - Wydaje się oczywiste, iż kraj, który nie posiada stoczni mogących podjąć produkcję nowych statków, traci szanse na rozwój przemysłu stoczniowego i związanych z nim branż. Kształcąca się kadra, nie ma w takiej sytuacji odpowiednich szans na zdobycie doświadczenia. Prowadzi to do zubożenia całej, nawet wieloletniej i najbogatszej, tradycji stoczniowej kraju. Utrata sprawnie działającej infrastruktury i doświadczonej kadry musi prowadzić do osłabienia pozycji na rynku morskim. Chcemy mieć nadzieję, że nie tylko my widzimy takie zagrożenia. - Czy uważają panowie, że polski rząd mógł inaczej poprowadzić negocjacje z Komisją Europejską? U.D.: - Nie uczestniczę w życiu politycznym. Nie mogę sobie jednak wyobrazić, aby w Polsce nie produkowano statków. Na pewno, jako towarzystwo klasyfikacyjne, odczulibyśmy negatywne tego konsekwencje. Stworzyliśmy w Polsce Training Centre, ponieważ uważaliśmy, że jest ona krajem rozwijającym budowę statków o wysokiej jakości, posiadającym doświadczoną kadrę, cenioną przez armatorów. W ośrodku szkolimy naszych inspektorów, którym mogliśmy w polskich stoczniach praktycznie pokazywać proces budowy statków, doskonaląc ich umiejętności. Jeśli sytuacja przemysłu się pogorszy, będziemy musieli ograniczyć w tym zakresie szkolenia w naszym rejonie. T.O.: - Dodam, że nasze Centrum mieści się w Szczecinie - i tam kandydaci na inspektorów przechodzą szkolenia przygotowujące ich do pracy. Pochodzą z całej Europy, Ameryki Północnej i Południowej, Afryki, Bliskiego Wschodu. Jednym z powodów założenia w naszym kraju tej placówki były właśnie wysokie kwalifikacje pracowników w Polsce i możliwość bezpośredniego skorzystania z ich ogromnego doświadczenia. Wielką zaletą tego miejsca jest także szansa pokazania naszym nowym kadrom różnych typów stoczni produkcyjnych i remontowych, czyli zaprezentowania przemysłu okrętowego. - Jeżeli na miejscu obecnych stoczni powstaną tylko małe zakłady, czy wasze Centrum pozostanie w Szczecinie, czy też będzie przeniesione do innego kraju? T.O.: - Drugiego wariantu raczej nie bierzemy pod uwagę, co wynika z ogólnej koncepcji szkolenia, dla której nie ma znaczenia, czy stocznie są małe, czy duże - ważne by funkcjonował przemysł okrętowy, gdzie można pokazać ludziom, na czym polega praca inspektorów. U.D.: - Na obecną sytuację przemysłu stoczniowego w kraju nie patrzymy tylko z pozycji naszego Training Centre, lecz przede wszystkim pod kątem przyszłości stoczni. Tak jak mówiliśmy wcześniej, to bardzo ważne dla przemysłu morskiego w tym rejonie. Jestem optymistą i myślę, że w końcu maja br. otrzymamy informacje, że w Polsce nadal będą mogły być wodowane nowe statki. - Zapewne jednak, po obecnych dużych stoczniach pozostaną już tylko małe zakłady, które nie będą w stanie budować tak skomplikowanych i trudnych technicznie statków, jak kiedyś: chemikaliowców, gazowców, promów czy "pasażerów"... U.D.: - Nikt nie wie, co będzie w przyszłości. Na pewno lepiej byłoby, gdyby stocznie dalej pracowały. Szczecin i Gdynia muszą jednak znaleźć sobie inną drogę prowadzenia działalności. Nadal dysponują doskonałymi fachowcami, a to jest najważniejszy potencjał dla tego typu zakładu. Rozumiem obawy ludzi o pracę i to, że mogą chcieć poszukiwać jej za granicą. Jednak wierzę, że jest jeszcze szansa aby zaangażować ich na miejscu. T.O.: - Stocznie mają olbrzymi potencjał i szkoda by było, żeby nie był on wykorzystywany. Największym skarbem są ludzie. Jeżeli uda się ich zachować, to dalsza produkcja jest możliwa. Jesteśmy zainteresowani tym, by polskie stocznie dalej funkcjonowały, dawały pracę stoczniowcom, a przy tym i towarzystwa klasyfikacyjne będą miały zajęcie. A jeżeli jest budowa, to jest rozwój, współpraca z politechniką, są nowe projekty, a więc wszystko to może nakręcać naszą gospodarkę i cały okołostoczniowy przemysł. - Tylko czy są ku temu realne możliwości po tym wszystkim, co się stało? T.O.: - To już leży poza nami, bo odpowiedzi trzeba by szukać w Warszawie i Brukseli. My, niestety, możemy się tylko przyglądać i mieć nadzieję, że nasze obawy i nadzieje w tych kwestiach są tam również dobrze znane i podzielane. U.D.: - Niezależnie od formy, jaką będą miały nowe stocznie, jesteśmy gotowi do dalszej współpracy i do oferowania szerokiego doświadczenia i wiedzy, jaką posiada Germanischer Lloyd. Uważam, że obecnie największym zadaniem jest zapewnienie ludziom pracy w ich własnym kraju. Daje to zarówno osobiste korzyści pracownikom, jak i gospodarce kraju. Przez nasze biura w Katowicach i Poznaniu widzimy, że problem stoczni nie ogranicza się tylko do paru tysięcy ludzi w nich zatrudnionych, ale jest już odczuwalny przez takie zakłady, jak Cegielski, zakłady Górnego Śląska, huty, odlewnie, a także producentów mebli czy części elektrycznych i wiele, wiele innych. Wszędzie tam zatrudnia się bardzo dobrych fachowców. Ich odpływ do innych krajów byłby ogromną stratą. - Czy te biura zajmują się nadzorowaniem produkcji elementów okrętowych? T.O.: - Tak, koledzy z tamtych biur obsługują głównie huty, produkujące stal i wszystkie materiały do budowy kadłubów, w Cegielskim - silniki główne itd. Wszystkie elementy, które są produkowane w Polsce w tamtym rejonie, są nadzorowane przez nasze biura w Katowicach i Poznaniu. - Ale Germanischer Lloyd zajmuje się nie tylko nadzorowaniem budowy statków... U.D.: - Międzynarodowe Towarzystwo Klasyfikacyjne Germanischer Lloyd działa w dwóch zasadniczych obszarach: podejmuje usługi w zakresie zapewnienia szeroko rozumianego bezpieczeństwa na morzu - Maritime Services oraz w sektorze nadzoru przemysłowego - Industrial Services. Jako spółka Germanischer Lloyd Polen, prowadzimy działalność wyłącznie w tym pierwszym obszarze. Producenci energii odnawialnej, sektor energetyczny - to tylko niektórzy odbiorcy usług drugiej grupy. GL wykracza coraz bardziej w swych działaniach poza klasyfikację statków i zmienia się w firmę nadzoru technicznego o światowym zasięgu. Sektor usług morskich dotychczas dominował w ogólnej działalności towarzystwa, ale w br. proporcje się zmienią i Industrial Services stanie się czołowym sektorem w strukturach Germanischer Lloyd. - Nadzorujecie statki budowane w stoczniach i potem będące w eksploatacji. Czy nie odczuwacie, że światowy kryzys wpłynął już na zmniejszenie się światowej floty i że w wyniku tego ubywa statków spod waszego nadzoru? U.D.: - Nie zauważyliśmy dotychczas większego wpływu obecnej sytuacji ekonomicznej na świecie na odpływ floty. W skali całego GL, armatorzy zrezygnowali zaledwie z ok. 10% dotychczasowych kontraktów o nadzór klasyfikacyjny. To nie jest wiele i mamy nadzieję, że spora część z nich będzie reaktywowana, a statki zostaną zbudowane. W Polsce procent ten jest dużo większy, ponieważ stocznie, po decyzji Unii Europejskiej, musiały zrezygnować z większości kontraktów, zostawiając tylko te, które będą zbudowane do końca maja. My jesteśmy gotowi, by dalej współpracować z nowymi stoczniami, bez względu na ich przyszłą formę. T.O.: - Zagrożenie dotyczy głównie stoczni produkcyjnych, gdzie sprawa pozostaje otwarta, a w maju już powinno być wiadomo, jak one będą dalej funkcjonowały. Stocznie remontowe natomiast w dalszym ciągu będą miały zatrudnienie, ponieważ statki pływają i muszą być remontowane. Kwestią otwartą jest, w jakim zakresie stocznie te będą obciążone. Jesteśmy otwarci na współpracę ze stoczniami, bo to nasz podstawowy biznes. Dostosujemy się do tego, co przyniesie rynek. Ponieważ nie mamy wpływu na obecne wydarzenia, więc czekamy na rozwiązania. Wszyscy jesteśmy zainteresowani, by pracować we własnym kraju. Dlatego chcielibyśmy, aby przemysł okrętowy w Polsce nadal funkcjonował i jak najlepiej się rozwijał. - Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiał: Lechosław Stefaniak
Namiary na Morze i Handel
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl