Szczecińscy dziennikarze i miłośnicy morskiej historii po raz pierwszy mogli w zeszłym tygodniu wejść na i pod pokład
zabytkowego statku "Bembridge". Do Szczecina z Anglii sprowadziła go spółka Magemar, która po remoncie chce w nim urządzić swoje biuro na Łasztowni.
Wybudowany w 1938 r. w angielskiej stoczni
Middlesbrough statek ma 46 metrów długości i prawie 9 szerokości. Początkowo służył jako statek baza pilotów prowadzących statki do portów w rejonie ujścia Tamizy. Obsługiwał też morską latarnię. Później
przechodził zmienne koleje losu - należał do klubu jachtowego w Essex, a w ostatnich latach służył jako klub nocnych rozrywek.
Operacja jego holowania w trudnych morskich warunkach chwilami miała
bardzo niebezpieczny przebieg. Dodatkową przeszkodą okazała się gruba kra na Zalewie Szczecińskim. Jednostka zaczęła nabierać wody, którą cały czas usuwały dwie pompy. Ostatecznie szczęśliwie przybiła do
nabrzeża stoczni Forkor w Szczecinie. Obecnie jest tu remontowana. Jej nowy właściciel chce jej przywrócić oryginalny wygląd z 1938 r. Będzie to wymagało m.in. odtworzenia komina i drugiego masztu oraz
usunięcia przeróbek zrobionych w późniejszym okresie użytkowania statku. Problemem jest też odzyskanie oryginalnych elementów wyposażenia (m.in. dzwonu, tabliczki stoczniowej i koła sterowego), które
zostały zabrane w 2004 r. przez członków klubu jachtowego. W akcji poszukiwania dokumentów, zdjęć i opisów jednostki, które mają pomóc w przywróceniu jednostki do oryginalnego stanu, poza brytyjskimi
archiwami i muzeami zaangażowane są też osoby pływające kiedyś na statku, dziennikarze i fascynaci morskiej historii z Polski i Wielkiej Brytanii.
Po zakończeniu planowanego na trzy-cztery miesiące
remontu "Bembridge" ma stanąć na stałe na Łasztowni. Mieścić w nim będzie się biuro firmy Magemar Polska. Jedno z pomieszczeń ma też zostać udostępnione morskim stowarzyszeniom ze Szczecina.
Rafał
Zahorski, szef Magemaru, ocenia, że znacznie drożej od zakupu i remontu statku jego firmę kosztowałoby kupno działki i postawienie na niej budynku biurowego.
- Udało nam się stargować cenę o połowę.
Gdyby nie niskie ceny złomu, już dawno statek stałby pod palnikami w stoczni złomowej. Gdy go kupiliśmy, chciały go odkupić dwa brytyjskie muzea, ale było już za późno, bo powiewała na nim polska bandera
- opowiadał Rafał Zahorski.