Rozmowa z Johnem Steenem-Mikkelsenem, dyrektorem Scandlines
- Scandlines zamknęło zeszły rok
kilkuprocentowymi spadkami w przewozach ciężarówek, wagonów, samochodów osobowych i pasażerów. Czy jest to efektem tego, co dzieje się z gospodarką w tej części Europy?
- Późną wiosną zeszłego
roku zanotowaliśmy pierwsze spadki w obrotach na liniach promowych z Zachodniej Europy do Krajów Bałtyckich. W lecie i na jesieni nadszedł kryzys finansowy. W jego efekcie zarówno my, jak i nasi
konkurenci i partnerzy, obserwujemy, że przepływ dóbr stał się wolniejszy. To jest szczególnie widoczne w ostatnich miesiącach roku i na początku tego roku. Kryzys finansowy mocno uderzył zwłaszcza w
przemysł motoryzacyjny. Koncerny zmniejszyły produkcję i ograniczyły swoje plany produkcyjne, gdyż ludzie w tej chwili nie chcą kupować samochodów. Wszystkie media ostrzegają, żeby zachować ostrożność w
czasie kryzysu i ludzie wstrzymują się z zakupami. Ograniczają też wyjazdy, zwłaszcza te dalsze i droższe. Klienci myślą, że w tak niepewnej sytuacji lepiej poczekać pół roku czy rok z wymianą starego
samochodu czy pralki na nową, bo przecież one wciąż działają. W efekcie fabryki zmniejszają produkcję i spadają obroty transportu. W ten sposób tworzy się błędne koło w gospodarce. Widzimy, że firmy
zarówno w Polsce, jaki w Skandynawii czy Niemczech, stały się ostrożne, ograniczają swoje plany i zmniejszają zatrudnienie. Z drugiej strony w czasie kryzysu ludzie nadal będą musieli kupować żywność i
inne podstawowe artykuły, więc w tym zakresie ruch towarów się nie zmniejsza. Są jednak problemy z uzyskaniem kredytu na zakup droższych dóbr, gdyż banki boją się obecnie pożyczać pieniądze.
- W
jaki sposób armator promowy może bronić się przed tymi niekorzystnymi zjawiskami?
- Są tu rozwiązania krótko- i długoterminowe. W ramach tych pierwszych musimy się przystosować do obecnej
sytuacji. Mamy w tej chwili mniej ładunków, ciężarówek i samochodów osobowych i musimy to uwzględnić w naszych bieżących działaniach. Nie możemy zamknąć oczu i udawać, że nic złego wokół nas się nie
dzieje. W związku z tym będziemy przystosowywać nasze rozkłady rejsów i jeśli będzie to konieczne, możemy zawiesić jakieś połączenia, a później je przywrócić, gdy sytuacja na to pozwoli. Myślę, że w
dłuższej perspektywie zmieni się transportowa mapa w tej części Europy, pojawią się nowe możliwości połączeń i współpracy. Jest jednak bardzo trudno przewidzieć, jak te zmiany będą przebiegały i w jaki
sposób można je będzie wykorzystać.
- Scandlines nie ma bezpośrednich połączeń promowych z polskimi portami. Czy pomimo tego klienci z Polski często korzystają z waszych promów?
- Tak,
ale nie chciałbym podawać tu konkretnych liczb, gdyż nasi konkurenci czytają polskie gazety. Mogę powiedzieć jednak, że naszymi promami pływają ciężarówki jadące z Polski do Danii, które korzystają z
linii Rostok - Gedser. Mamy je również na trasie z Sassnitz do Szwecji. Podróżni z Polski pływają naszymi promami na weekend czy wakacje do Danii lub Szwecji. Są też turyści podróżujący w drugą stronę, do
waszego kraju. W ostatnich dwóch latach mieliśmy na pokładach także wielu Polaków wyjeżdżających do pracy w Szwecji i Danii, przede wszystkim przy budowie domów, biurowców i zakładów przemysłowych.
Oczywiście teraz, gdy obroty branży budowlanej bardzo się zmniejszyły, ten ruch znacznie zmalał.
- W jaki sposób zachęcacie klientów z Polski do korzystania z waszych promów?
- Jeśli
chodzi o transport ładunków to trafiamy tu bezpośrednio do firm z branży transportowej. W przypadku turystów współpracujemy z biurami podróży w Polsce. Tutejszy rynek jest podobny do innych, na których
działamy. Stosujemy tu taką samą politykę cenową i marketingową. Podobnie jak gdzie indziej, oferujemy też pakiety łączące rejsy z zakwaterowaniem w Danii czy Szwecji.
- Czy jest to powód, który
sprowadza pana do Szczecina?
- Niezupełnie. Wiąże się on z naszymi krótko- i długoterminowymi działaniami, o których wspominałem. Mapa Europy zmieniła się w momencie, gdy Polska przystąpiła do
Unii Europejskiej. Jedynym miejsce, w którym nie ma nas w tym rejonie, jest obecnie Polska. To powód dla którego przyjechałem do waszego kraju. Chciałem się rozejrzeć i poszukać dla Scandlines okazji do
zaistnienia w polskich portach.
- Taka okazja może nadarzyć się już wkrótce, gdyż Polska Żegluga Bałtycka (Polferries) znalazła się na liście firm przewidzianych w tym roku do prywatyzacji przez
polskie Ministerstwo Skarbu Państwa. Czy jesteście zainteresowani tą ofertą?
- Z uwagą obserwujemy, co będzie działo się w tej sprawie. Od lat wiadomo, że Polferries jest przewidziana do
prywatyzacji. Być może stanie się to w tym roku, więc chcemy skoncentrować na tym wydarzeniu naszą uwagę i zainteresowanie. Oczywiście w tej chwili Pollferies jest dla nas konkurentem. Operujemy w bardzo
wąskim korytarzu transportowym do południowej Szwecji i rywalizacja jest tu nieunikniona.
- Jaki będzie rok 2009 dla żeglugi promowej na Bałtyku?
- Myślę, że będzie trochę trudności, ale
też wydarzą się i dobre rzeczy, a na pewno sporo się zmieni. Zakładamy, że przewozy ładunków na promach, podobnie jak w całym transporcie, będą na niższym poziomie niż w 2008 r., z powodu tego
wszystkiego, co dzieje się wokół nas. W pierwszych miesiącach roku nastąpi także spadek w przewozach pasażerskich, ponieważ wielu ludzie obawia się utraty pracy i pogorszenia swojej sytuacji finansowej.
Za jakiś czas zaczną oni jednak podróżować znowu, ale zmienią się cele tych podróży. Wyjazdy w dalsze rejony świata, jak Stany Zjednoczone czy Azja będą dla nich za drogie, ale podróżowanie na krótkich
trasach będzie znacznie tańsze. Zmienią się zwyczaje podróżnych i to będzie szansa dla linii promowych operujących na krótkich dystansach. Ten rok zapowiada się jednak na dużo gorszy od poprzedniego,
ponieważ kryzys finansowy odciska swoje piętno na wszystkim, co robimy. Mam jednak nadzieję, że obecny spadek zostanie powstrzymany i znowu ożywi się ruch towarów i ludzi. Potrzeba będzie jednak lat, żeby
wrócić do stanu sprzed kryzysu.
- Dziękuję za rozmowę.