Do dymisji podali się wszyscy członkowie zarządu Stoczni Szczecińskiej Nowej. Jak twierdzi prezes Artur Trzeciakowski,
po ustanowieniu zarządcy kompensacji nie chcieli brać pieniędzy za pracę, której już faktycznie nie wykonują.
Na podstawie stoczniowej specustawy rada wierzycieli SSN w ostatnią środę wybrała
zarządcę komisarycznego zakładu, którym została firma Bud-Bank Leasing z Warszawy. Wczoraj okazało się też, że w piątek rezygnację złożyli wszyscy czterej członkowie dotychczasowego zarządu stoczni:
prezes Artur Trzeciakowski i wiceprezesi - Dariusz Biniarz (dyrektor finansowo-ekonomiczny), Bogusław Adamski (dyrektor produkcji) oraz Tomasz Skrzypczak (dyrektor handlowy). Prezes i dwaj jego zastępcy
mają pracować do końca miesiąca. Bogusław Adamski chce natomiast zakończyć pracę 15 lutego.
- Równocześnie zadeklarowaliśmy możliwość przesunięcia tego terminu, jeżeli będzie taka potrzeba, a także
współpracę z zarządcą i właścicielami na odrębnie ustalonych warunkach, już nie jako członkowie zarządu - powiedział nam prezes Trzeciakowski. - Przyczyną tego był art. 28 ustawy, który mówi, że z chwilą
ustanowienia zarządcy, stocznia traci prawo zarządu i dysponowania swoim majątkiem. Oznacza to, że nasza decyzyjność spadła właściwie do zera. Była to decyzja, której przynajmniej ja jako właściciel
oczekiwałbym od swojego zarządu: żeby nie brał pieniędzy za coś, czego już nie robi.
Zdaniem prezesa, wkrótce zostanie powołany nowy zarząd, bo stocznia musi go mieć. - Kto się w nim znajdzie i jak
liczny będzie, zależy od właściciela. Być może współpraca z nami będzie wyglądała tak, że ktoś z dotychczasowego zarządu będzie nadal pracował w stoczni. Nie potrafię jednak odpowiedzieć na pytanie: czy
będzie jeszcze potrzebna nasza pomoc? - mówił Trzeciakowski.
Roma Sarzyńska, rzecznik prasowy Agencji Rozwoju Przemysłu (właściciel SSN), w tej dymisji nie widzi nic niezwykłego. - Na najbliższym
posiedzeniu rada nadzorcza spółki wybierze jej nowe władze. Poza tym do końca miesiąca nic się nie dzieje. Wszystko jest w najlepszym porządku i pod kontrolą - zapewniała rzeczniczka.
Całą sytuacją
zaniepokojone są jednak związki zawodowe działające w stoczni.
- Niepokojące jest, że zarządca został wybrany 21 stycznia, a dopiero w środę jego przedstawiciel ma pojawić się w stoczni - ocenia
Krzysztof Fidura, przewodniczący zakładowej "Solidarności". - Mostostal czeka na odpowiedź w sprawie dzierżawy majątku stoczni, są problemy z bieżącymi płatnościami, nie wiadomo, czy będziemy
produkować cztery czy sześć statków, a od tego zależy, ile osób będzie tu pracować. Potrzebne są szybkie decyzje, a tu robi się paraliż. Mam nadzieję, że podczas spotkania w środę uda nam się dowiedzieć,
co zamierza zarządca.
Wczorajszy dzień był ostatnim, w którym stoczniowcy mogli składać deklaracje o rozwiązanie umowy o pracę, żeby uzyskać odszkodowanie w pełnej wysokości (od 20 do 60 tys. zł
zależnie od stażu). Do popołudnia nie złożyło ich tylko 14 osób spośród 3992 uprawnionych do tego pracowników. Ta liczba prawdopodobnie jeszcze się zmniejszyła, gdyż stoczniowe biuro kadr było wczoraj
wyjątkowo czynne do godz. 24. Jeśli ktoś złoży deklarację dopiero teraz (maksymalnie do 25 marca) może liczyć na 80 proc. odszkodowania. Po 25 marca będzie mu przysługiwać już tylko 50 proc. całej kwoty.
Dzień rozwiązania umowy z poszczególnymi pracownikami określi zarządca. Odszkodowanie musi zostać wypłacone nie później, niż do końca maja.
Wczoraj w stoczniowych budynkach zrobiło się też wyjątkowo
zimno, gdyż Szczecińska Energetyka Cieplna odcięła dostawy do zakładu. W specjalnym komunikacie wyjaśniła, że powodem tego są sięgające listopada zeszłego roku zaległości w płatnościach za ciepło, które
przekroczyły milion złotych. SEC zadeklarował, że wznowi dostawy do stoczni zaraz po otrzymaniu zapłaty.
- W budynkach produkcyjnych i biurowych nie ma ogrzewania od rana. Jest po prostu zimno, ale
nie zakłóca to produkcji. Są prowadzone w tej sprawie rozmowy i z tego co wiem, mamy na ten cel zagwarantowane środki - poinformował Paweł Kuźniar z Biura Marketingu i Promocji SSN.