WCZORAJ informowaliśmy o konflikcie między 33 Polakami, zatrudnionymi w norweskich stoczniach, a
szczecińską firmą Exe Prof, która wysłała ich do pracy. Kontrakty miały być pięciomiesięczne, jednak stoczniowcy po tygodniu wrócili do kraju. Pracownicy twierdzą, że zostali oszukani przez pośrednika.
Ten zdecydowanie zaprzecza i zrzuca winę na stoczniowców.
Do redakcji "Kuriera" przyszło wyjaśnienie od Zbigniewa Chobera, właściciela Exe Prof. Czytamy w nim między innymi:
"Stoczniowcy
zostali poinformowani dokładnie o warunkach pracy. W potwierdzeniu jest napisane, że jest pobierane 25 koron z każdej godziny, co pokrywa koszty mieszkania, 4 posiłki dziennie oraz przejazdy Polska -
Norwegia. W dwóch językach, polskim i norweskim. Każdy z pracowników otrzymał to potwierdzenie, każdy je przeczytał, zrozumiał i podpisał. Nikt nie zgłosił zastrzeżeń.
Stoczniowcy nie pracowali na
czarno. Pracownicy byli zgłoszeni na policję. Zaszło jakieś nieporozumienie.
Stoczniowcy pracowali od wtorku do czwartku i w zależności od ilości przepracowanych godzin zostało im wypłacone między 4200
a 4900 koron. Czy to złe pieniądze za 34 dni pracy?"
Niedoszli pracownicy podtrzymują zarzuty wobec firmy. W tej chwili przygotowują zbiorowy pozew do sądu wobec pośrednika.