Marynarze pływający po morzach i oceanach spędzają święta Bożego Narodzenia tam, gdzie rzuci ich los. Na półkuli
północnej jest wtedy zima, na południowej lato, a w tropiku, niezależnie od półkuli, zawsze jest ciepło. Mnie święta te zastały trzykrotnie na Morzu Beringa w pobliżu Alaski, raz na południowym Pacyfiku,
a także na Karaibach, Morzu Śródziemnym i Morzu Północnym oraz w kilku portach przy kei - wspomina kpt. ż.w. Stefan Trzeciak.
Najbardziej zapamiętałem te pierwsze -na Morzu Beringa, na dalekiej
północy Pacyfiku. Może przyczyną była odległość kilkunastu tysięcy mil od rodzinnego domu, może ponadczterdziestodniowa podróż statkiem, a może tłumiona świadomość, że jeszcze przede mną długi postój w
dryfie - w ciągłych ciemnościach, śnieżycach i szalejących sztormach, w oczekiwaniu na pogodę pozwalającą na załadunek statku mrożoną rybą i mączką rybną, a potem jeszcze równie długa podróż powrotna.
Pamiętam nastrój zbliżającego się wieczora wigilijnego, podniecenie załogi, odprasowane koszule i spodnie, oczekiwanie w mesie na wejście kapitana, życzenia złożone przez niego załodze, dzielenie się
opłatkiem, wigilijne potrawy na sto-łach, pięknie przyozdobioną choinkę i łzy w oczach wielu kolegów.
Na kilka godzin w ten wieczór zaprzestały także połowów trawlery rybackie. Widziałem przed
zmierzchem wychodzących na ich pokłady rybaków, idących w stronę dziobu i wpatrujących się tam w milczeniu w rozciągającą się przed nimi dal. Sześć miesięcy bezustannego łowienia i oprawiania w
podpokładowej przetwórni złowionych ryb to trudne do wytrzymania warunki.
Tuż po północy rozszalał się sztorm i wszystkie statki umykały w kierunku Wyspy św. Mateusza, by schronić się za jej skalistymi
i wysokimi brzegami. Wyspa ta, znajdująca się prawie na środku Morza Beringa, jest zamieszkana przez Eskimosów oraz kilka rodzin amerykańskich. Samolot z prowiantem ląduje tam, jeśli pogoda pozwala, raz w
tygodniu.
Czasem słońce, czasem śnieg
Kolejne Święta Bożonarodzeniowe także dalekie od domu, bo na południowym Pacyfiku. Też oczekiwanie w dryfie na załadunek ryby i mączki rybnej.
Sceneria jednak zupełnie inna niż na Beringa, bo tu pełnia lata. W wieczór wigilijny uroczysta kolacja, choinka, karpie i inne świąteczne smakołyki na stołach. Przemowa kapitana oraz opłatek i życzenia.
Ale też psujące zupełnie bożonarodzeniowy nastrój wpadające przez okna promienie zachodzącego słońca Następne dwa dni świąteczne kapitan, niezwykle pedantyczny i wymagający wobec innych, odpuścił załodze
- mogła leniuchować do woli. Ale tuż po nich wszystko na statku musiało znowu błyszczeć, a w kabinach nie miał prawa znaleźć się żaden pyłek kurzu. Sprawdzał to osobiście, wdrapując się na stołek, by nie
żałując rękawa munduru, sięgnąć nim jak najdalej po wierzchach szaf. Na szczęście, wzrostu wysokiego nie był.
Murmańsk. Przenikliwe zimno i leżący śnieg Opatulone kufajkami i w walonkach strażniczki w
bramach portu sprawdzające litera po literze nasze książeczki żeglarskie (marynarskie paszporty). W mieście żarzące się na chodnikach koksowe piecyki i grzejący się przy nich zmarznięci przechodnie. W
większości także w kufajkach i walonkach. Ciemności nocne równie długie jak na Beringa. Na statku, po długiej podróży, pustki w magazynku żywnościowym. Nie można go jednak uzupełnić, gdyż to końcówka lat
80. i braki także w zaopatrzeniu na lądzie. O stole wigilijnym i daniach świątecznych nie było co marzyć. Był jednak placek, całkiem smaczny, upieczony przez kucharza z jakichś resztek mąki, cukru i
innych składników znalezionych w zakamarkach magazynka.
Martynika - jedna z wysp archipelagu Karaibów. Upał, błękitne niebo, rozgrzane słońcem plaże i zupełna beztroska. Mimo że wypływając kilkanaście
dni wcześniej z Europy, widzieliśmy czynione tam przygotowania do świąt, trudno było w tym upale i słońcu sobie wyobrazić, że to okres świąteczny, że gdzieś tam daleko jest zima i że może ktoś wypatruje
na niebie pierwszej gwiazdki, by zasiąść do wigilijnego stołu. Na statku dochowaliśmy jednak tradycji i urządzili Wigilię. Były życzenia, ale bez opłatka i typowo polskich dań, bo do naszego kraju nie
zawijaliśmy, a z prowiantu zakupionego w Antwerpii (Belgia) kucharz przyrządził tylko tyle, ile mógł. Na ulicach żadnych ozdób, lampek i tylko gdzieniegdzie, głównie na peryferyjnych, ogrodzonych i dobrze
utrzymanych posesjach, świąteczny akcent - jakiś rachityczny liściasty krzaczek przyozdobiony kolorowymi lampkami.
Światełka wiertniczej wieży
Zatoka Maracaibo i reda portu Kartagena w
Kolumbii. U wejścia do niego wystający z wody, wysoki na kilkanaście metrów posąg Matki Boskiej, zbudowany jeszcze przez konkwistadorów hiszpańskich. Cały oświetlony - podobnie jak u nas choinki
świąteczne - ozdobami i różnokolorowymi migającymi lampkami. Już z dala widoczna na niebie wielka, bijąca od niego kolorowa łuna. Wigilia, jak i cały kilkudniowy postój na redzie, to ciągłe czuwanie -
nocą wokół statku kręcące się bezszelestnie łódki z amatorami tego, co na nim jest, a co nie jest przymocowane na stałe. Próby dostania się na pokład po linkach z kotwiczkami zarzucanymi na relingi, a
nawet poprzez kluzy kotwiczne. Niestety, nie wszystko upilnowaliśmy, byli zbyt sprytni. W noc sylwestrową, na powitanie Nowego Roku, nad wykutą z kamienia pobliską twierdzą przerobioną na ciężkie
więzienie niebo rozjaśnione tysiącami fajerwerków. Słychać także wystrzały armatnie.
Morze Śródziemne. Podróż z Turcji (port Mersin) do Rotterdamu. Wigilia na wysokości Cypru. Morze gładkie jak lustro
i księżyc w pełni. Wszyscy na rufie w wygodnych fotelach. Piekące się na rożnie karkówki, żeberka, kiełbaski. Szerokie drzwi prowadzące z rufy do mesy otwarte na oścież. Wracamy radośni, po kilku
miesiącach pływania zawijamy do Rotterdamu, a tam podmiana i -jak dobrze pójdzie - na sylwestra będziemy w domu. Niestety, po drodze była jeszcze Zatoka Biskajska z ciągłymi sztormami oraz cieśnina La
Manche, gdzie także dopadł nas sztorm. Na sylwestra spóźniliśmy się cztery dni.
Rok później święta przy kei w Genui - we Włoszech. Na ulicach pusto i bezbarwnie. Nic nie przypomina naszego polskiego
czasu świąt Ciepło i przyjemnie. Na statku nieco bogatsza kolacja wigilijna z faszerowanym indykiem. Święta bez wyrazu.
Morze Północne. Święta w drodze do Norwegii. Nisko leżące chmury i zacinający
deszcz ze śniegiem. Statek mimo iż niewielki, to głęboko zanurzony i odporny na fale. Atmosfera świąteczna, bo zima i wcześnie zapadające ciemności. Załoga pod krawatem i w marynarkach. Świetny kucharz, a
więc w wieczór wigilijny nasze tradycyjne dania i norweskie - łosoś i baranina w różnych postaciach. Na mostku i w maszynowni "stand bay", bo wokół kolorowo od świateł innych statków oraz wież
wiertniczych.
Pożegnanie z Casablanką
Haugesund w Norwegii - dawna baza wypadowa wikingów, odkrywców Ameryki. W wieczór wigilijny - zimno i wiatr, a na ulicach żywego ducha. Wspólna
kolacja. Kucharz coś tam przygotował, ale nie włożył w to serca i zaserwował głównie gotowe produkty, zakupione parę dni wcześniej w Holandii. W obydwa świąteczne dni, zgodnie z panującym tu obyczajem,
różnego rodzaju drobne podarki dla załogi od spacerujących zmarzniętych mieszkańców miasta.
Sylwester kilka dni później w Szwecji - port Norrkoping, niedaleko Sztokholmu. Postój także przy kei. Po
obfitych opadach śniegu ciepło i przytulnie. Na ulicach pusto i tylko od czasu do czasu jakiś przemykający samochód. W oknach, jak w każdy wieczór, palące się świeczki. Zupełna cisza. Z wybiciem północy
wszyscy wysypują się na ulice z szampanami w ręku, a okna błyszczą światłami. Wiwatom, fajerwerkom, klaksonom samochodów i śpiewom nie ma końca
Casablanca w Maroku i moje ostatnie święta na morzu.
Słońce i ciepło. Na statku pogodne nastroje, bo po kilku miesiącach pływania czeka nas jeszcze tylko podróż do New Ross w Irlandii, stamtąd do Dunkierki we Francji, a następnie powrót do kraju. Wraca
większość załogi. W wieczór wigilijny krótka przerwa w załadunku statku na wspólną kolację. Skromną i bez choinki. Oba dni świąteczne to ciągły załadunek statku, potem trudna i przedłużająca się podróż w
ciągłych sztormach do pierwszego z tych portów, zaledwie kilkunastogodzinna i spokojna do drugiego, a tam czekający już na nas przy kei zmiennicy i bus, którym mamy
wracać.