Ministerstwo Rolnictwa obiecuje, że w ciągu kilku, kilkunastu dni od podpisania umowy na konta rybaków trafią
pieniądze z rekompensat za 60 dni postoju w porcie. Na odszkodowania za zakaz połowów dorsza trzeba będzie poczekać dłużej. Sporo kontrowersji wzbudza też sprawa dodatkowych pieniędzy za zatrudnianie
załogantów.
Specjalny program pomocy publicznej dla rybaków został uruchomiony w ostatni wtorek. Obejmuje on wszystkich właścicieli kutrów, niezależnie od gatunków poławianych ryb. Podstawowym
warunkiem uzyskania pieniędzy jest 60 dni postoju w porcie w tym roku. Rekompensaty mają wynagrodzić rybakom skutki kryzysu gospodarczego, tegoroczny wzrostu cen paliw i trudną sytuację w ich branży.
Wysokość wypłat, zależnie od długości jednostki, wynosi od 56.820 zł (do 15 metrów długości) do 77.100 zł (ponad 25 metrów).
Dorsz na później
Na podstawie porozumienia między
Ministerstwem Rolnictwa a Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa armatorzy rybaccy podpisują umowy w przedstawicielstwach tej ostatniej instytucji. Resort rolnictwa obiecuje, że już niedługo
pieniądze trafią na konta rybaków.
- Są to środki budżetowe z roku 2008, więc musimy je wydać w tym roku - wyjaśnia Adam Sudyk, naczelnik z Departamentu Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju
Wsi. - Po podpisaniu umowy agencja powinna przelać pieniądze na konto beneficjenta niezwłocznie po otrzymaniu ich na własny rachunek Najpierw musi ona jednak wystąpić do Ministerstwa Rolnictwa z
zapotrzebowaniem na te środki, do czego podstawą są właśnie te umowy. Od momentu ich zawarcia do zapłaty minie więc kilka albo kilkanaście dni.
Druga rekompensata wypłacana będzie już tylko za postój
wywołany wprowadzeniem zakazu połowów dorsza. Co ważne, skorzystać z niej będą mogli także ci, którzy otrzymali pieniądze w ramach pierwszej rekompensaty. Uwzględniony przy jej wyliczaniu czas postoju
wynosi 25 dni w okresie między 22 maja a 30 czerwca oraz od 1 do 30 września. Obowiązują tu podobne do poprzednich zasady wyliczania wysokości rekompensaty, ale inne będą jej kwoty. Zależnie od długości
jednostki wypłata wyniesie w tym przypadku od 23.675 zł do 32.125 zł.
W tym przypadku potrzebne będzie jednak utworzenie specjalnego komitetu monitorującego, do którego członków musi wybrać środowisko
rybackie. Inaczej niż obecnie pieniądze przekazane zostaną dopiero po zweryfikowaniu przez ARiMR wszystkich dostarczonych dokumentów.
- Dopiero wtedy będziemy mogli je wypłacić. Najważniejsze, że
ruszyliśmy z pomocą za 60 dni, więc wydaje mi się, że rybacy będą usatysfakcjonowani i jeszcze trochę poczekają na tę drugą rekompensatę za te 25 dni - uważa Adam Sudyk.
Pretensje załoganta
Przy okazji wypłat rekompensat armatorzy rybaccy otrzymują też specjalny dodatek - 8.220 zł za każdego zatrudnionego załoganta. Wielu z nich twierdzi jednak, że właściciele kutrów nie chcą się dzielić
z nimi tymi pieniędzmi. W tej sprawie napisał do nas pan Andrzej z Ustki, który twierdzi, że mianem rybaków powinno się określać tylko tych, którzy pracują na kutrach, a nie armatorów rybackich.
"Do
dzisiaj byłem przekonany, że rekompensaty za czasowy postój obejmą także rybaków. Po uzyskaniu informacji od mojego armatora, że mnie jako rybakowi nie należy się żadne odszkodowanie za przymusowy postój,
wykonałem telefon do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i tam uzyskałem potwierdzenie, iż nawet kwota 8.220 zł, którą armator otrzyma na każdego zatrudnionego pracownika w czasie postoju
jednostki rybackiej, stanowi środki własne armatora, które może przeznaczyć np. na torebkę dla żony. Chciałbym przypomnieć, iż zakaz połowu dorszy obowiązuje już od maja br. Trzeba jasno powiedzieć:
jedynym wynagrodzeniem rybaka jest part, czyli procent od wartości złowionej ryby - rybak nie otrzymuje żadnych pieniędzy, gdy kuter stoi w porcie" - pisze załogant.
Zupełnie inaczej sprawę widzi
Bogdan Waniewski, prezes Stowarzyszenia Armatorów Rybackich w Kołobrzegu.
- Załoganci mają podpisane umowy o pracę. Jak kuter stał w porcie, to armator na ich podstawie wypłacał im pieniądze. Dlatego
zwraca mu się teraz te poniesione wtedy koszty. Rekompensata jest za to, że armator w czasie postoju nie zwolnił tych ludzi, tylko zgodnie z umową wypłacił im pensje. Jeżeli ktoś daje nawet tylko płacę
minimalną, to jego wydatki naprawdę były znacznie wyższe, bo dochodzi ZUS i obciążenia podatkowe. Jeśli pieniędzy z rekompensaty jest jednak więcej, niż faktycznie zostało wydane, to już od armatora
zależy, czy coś odda swoim pracownikom. Trzeba jednak pamiętać, że te dodatkowe wypłaty podlegają obciążeniom na ZUS i podatkowym, czyli na rękę załogant dostanie znacznie mniej - ocenia Bogdan
Waniewski.
Wolna ręka armatora
Adam Sudyk potwierdza, że rzeczywiście w tym przypadku armator ma wolną rękę.
- Na statku załogantów zatrudnia armator i ponosi koszty, ich zatrudnienia.
Chodzi o sytuację, w której armator im płaci i zatrudnia ich w okresie czasowego zawieszenia działalności połowowej, pomimo że nie ma w tym okresie dochodów z połowów. Dlatego otrzymuje za takie osoby
rekompensatę. Jest ona dosyć wysoka i od armatora zależy, w jaki sposób zagospodaruje te pieniądze. Nie ma możliwości zobligowania go na podstawie podpisanej umowy do przekazania części otrzymanych
środków załogantom. Wszystko zależy od dobrej woli armatora. Jeżeli nie chce on podzielić się częścią tych pieniędzy z załogantami, to nic nie możemy zrobić - twierdzi naczelnik.