Przez pięć godzin prom "Karsibór I" tkwił wczoraj na mieliźnie pomiędzy wyspami Wolin i Uznam w Świnoujściu.
Przebywało na nim 11 pasażerów i siedmiu członków załogi. Jednostka została zepchnięta na mieliznę, bo silnik promu nie mógł przezwyciężyć wiatru i rzecznych prądów. Prom został uwolniony przez dwa
pchacze.
- Na promie można było dostać herbatę i kawę, ale my mieliśmy swój termos - powiedział Stanisław Łapucha mieszkaniec Świnoujścia, który wraz z synem Łukaszem wracał samochodem dostawczym ze
Stargardu i trafił na pechowy kurs. - Przeprawiam się tędy prawie codziennie. Rozwożę towary. Taka praca, że jeździ się po nocy. Nie narzekałem, ale cieszę się, że w końcu mogę zjechać z promu.
Prom
wypłynął z wyspy Wolin o g. 4.30. Wiatr wiał z siłą dziewięciu stopni w skali Beauforta, a prędkość prądu wynosiła trzy węzły. To bardzo trudne warunki jak na rzekę Świnę i możliwości tego typu promu.
Jednostkę zepchnęło w stronę mostu łączącego wyspy Wolin i Karsibór.
- Silnik nie był w stanie przezwyciężyć naporu. Poza bojką jest mielizna, płycizny... W niesprzyjających warunkach łatwo się tam
wpakować - powiedział "Kurierowi" kapitan statku.
Mielizna, na której utknął prom mogłaby zostać pogłębiona, ale potrzebne na to są duże nakłady finansowe. W miejsce to prąd ciągle nanosi muł.
- Prom zaczepił się na śródokręciu. Dziób i rufa mogły dalej pracować, ale to niewiele dało. Potrzebna była pomoc - wyjaśnia kapitan statku.
Dzięki dwóm pchaczom - Odra Lloyd 2 i Nosorożec
- udało się w końcu sprowadzić prom z mielizny. Pchacze musiały przesuwać go przez około 100 metrów. O g. 9.47 prom dopłynął do wyspy Uznam.
- Koszty akcji zostaną pokryte z ubezpieczenia. Będzie
to siedem tysięcy złotych - podaje Leszek Paprzycki, dyrektor Żeglugi Świnoujskiej. - Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Statek także nie został uszkodzony. W czasie całej akcji pasażerowie mogli
wejść do mesy i napić się czegoś ciepłego. Nikt nie myślał o opuszczeniu statku, bo byli to kierowcy z samochodami. We wszystkim zawiniła pogoda i słabość wysłużonych już maszyn. Ostatnim razem tego typu
sytuację mieliśmy w 2000 roku.
Jednostka "Karsibór I" powstała w 1977 roku. Podobnie jak pozostałe promy tego typu wymaga wymiany napędów. Kosztowałoby to około 30 milionów złotych.
-
Kierowaliśmy wnioski o dofinansowanie do ministerstwa finansów i ministerstwa infrastruktury, ale nie przyniosło to skutku - mówi Robert Karelus, rzecznik prezydenta Świnoujścia. - Podczas debaty
budżetowej w zeszłym roku o dofinansowanie na zakup napędów wnioskował poseł Grzegorz Napieralski z SLD, a wspierał go Joachim Brudziński z PiS. Niestety, wniosek nie przeszedł. Teraz szukamy innych
źródeł dofinansowania. Znaleźliśmy program unijny, dzięki któremu moglibyśmy zastąpić obecne napędy w "Karsiborach" napędem na gaz LNG. Podobny wniosek złożyła już Lubeka. My złożymy go jeszcze w tym
roku.