Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi

Powrót

Wydrukuj artykuł

Inwestujmy w kryzysie

Namiary na Morze i Handel, 2008-11-14
Z prof. Andrzejem Grzelakowskim, kierownikiem Katedry Systemów Transportowych Wydziału Nawigacyjnego w Akademii Morskiej w Gdyni i przewodniczącym rady nadzorczej Zarządu Morskiego Portu Gdynia SA, rozmawia Lechosław Stefaniak. - Czy wierzy pan, że to kredyty hipoteczne w USA wywołały na świecie finansowe trzęsienie ziemi? Czy jednak przyczyny światowego kryzysu nie tkwią głębiej, a owe kredyty były tylko kropką nad "i"? - Absolutnie podzielam pana opinię, że załamanie, jakie nastąpiło na rynku kredytów hipotecznych w USA, rzeczywiście, było kropką nad "i", która tylko przechyliła szalę. Symptomy kryzysu występowały wcześniej, tylko nie wszyscy chcieliśmy je dostrzec. Trwają właściwie od kilku lat i wiążą się, w tym przypadku, z przechodzeniem z fazy ekspansji do fazy stagnacji długookresowego cyklu koniunkturalnego Kondratieffa, trwającego 50-60 lat. Analizując przebieg tego cyklu, mniej więcej od 1790 r., i widząc, że mechanizm jego działania w każdej kolejnej "edycji" jest ten sam, można było się spodziewać, że załamanie nastąpi nawet wcześniej - gdzieś na początku pierwszej dekady nowego tysiąclecia. Przesunęło się nieco, ale wiele symptomów świadczyło o tym, że kryzys narasta: od różnego typu załamań w amerykańskim systemie nadzoru finansowego, poprzez utratę wiarygodności podmiotów ze sfery audytu międzynarodowego (Arthur Andersen), liczne afery finansowe, upadłości wielu firm (bankructwo Enronu). Kumulacja tych zjawisk to m.in.: spowolnienie wzrostu gospodarczego, niskie jego wskaźniki w krajach Europy Zachodniej, które są dźwignią rozwoju gospodarki światowej, narastająca inflacja, nadmierna płynność systemu bankowego i złe kredyty, rosnący dług publiczny itp. Wszystko świadczyło o tym, że system finansowy powoli słabnie, że kryzys narasta i może mieć swój wyraz taki, jaki w tej chwili obserwujemy. - Zaczęło się od banków, w które rządy USA, Francji czy Wielkiej Brytanii, "wpompowały" miliardy dolarów i euro. Mam wątpliwości, czy owe rządy słusznie postępują, ratując upadające instytucje finansowe? Czy nie lepiej byłoby pozwolić upaść bankom, które doprowadziły do światowego kryzysu? - Myślę, że nie ma innych rozwiązań, chociaż to obecne nie jest najszczęśliwsze, ponieważ, istotnie, środki publiczne to pieniądze podatników, lokowane z reguły w prywatnym systemie bankowym. Spójrzmy na pierwszy etap planu amerykańskiego sekretarza stanu, Paulsona, który zakłada, że gospodarka amerykańska "wpompuje" 700 mld USD w system bankowy, by ratować sytuację. Moim zdaniem, wynika to z obaw, że skala tego kryzysu może być duża, a jego skutki - długotrwałe i dotkną całą gospodarkę światową, co zresztą już obserwujemy. Po drugie - istnieją obawy, że każdy kryzys gospodarczy osłabia ekipy rządzące, a więc ma skutki natury politycznej i powoduje utratę zaufania ze strony społeczeństwa do całego systemu finansowego, ekonomicznego i politycznego, który akceptował tego typu rozwiązania (wybory w USA). Po trzecie - sądzę, że dzisiaj, w warunkach pełnej globalizacji gospodarki, nie ma innej możliwości, ponieważ to czołowe instytucje finansowe, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, grupa krajów G-8 czy kraje tzw. 18, czyli państwa wiodące pod względem skali operacji finansowych w układzie globalnym, wypracowały pewien mechanizm, który został powszechnie zaakceptowany i nie ma od niego odwrotu. Tak naprawdę, ratujemy globalny system finansowy za pomocą środków podatników z poszczególnych krajów, którzy są często Bogu ducha winni, że ten system się załamał, ponieważ nie stworzono właściwego systemu nadzoru i kontroli nad rozbudowanymi instrumentami i przepływami finansowymi. - Ratujemy banki będące na skraju bankructwa, ale wcale nie zahamowaliśmy przez to kryzysu, który rozprzestrzenił się również na inne dziedziny gospodarki, np. przemysł motoryzacyjny. - Właściwie taki jest sposób postępowania, tzn. w pierwszym momencie zakłada się, że ratowanie systemu finansowego załagodzi skutki samego kryzysu i uniemożliwi jego przekształcenie się w ogólny kryzys gospodarczy, bo najpierw ma on charakter lokalny, następnie regionalny, a dopiero potem światowy. Nikt nie zakłada, że będzie gorzej, bo - jak sądzę - politycy mają w sobie dużo optymizmu i wydaje im się, że za pomocą prostych, znanych sposobów i narzędzi, m.in. poprzez manipulacje wysokością stóp procentowych i ich cięcia, uda się im zahamować spadek indeksów giełdowych. - A ekonomiści? - Ekonomiści i analitycy rynku stoją twardo na ziemi i zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli nie opanuje się paniki, która stopniowo narasta w sytuacji, kiedy upadają banki (a pierwsza reakcja jest często spóźniona) to za pomocą prostych narzędzi i środków nie można tego powstrzymać. Poza tym, kryzys kryzysowi nierówny. Obecny porównuje się z kryzysem z początku lat 80. Ale od tamtego czasu minęło prawie 30 lat, zmienił się układ polityczny świata, zmieniła się struktura gospodarki światowej oraz zakres i stopień liberalizacji rynków finansowych. W związku z tym, nie można obecnie stosować prostych narzędzi, które były adekwatne do rozwiązywania problemów w tamtym okresie. Świat ciągle poszukuje czegoś i błądzi. Będziemy więc mądrzejsi dopiero z chwilą, gdy kryzys się zakończy. A teraz są próby działań ad hoc, by ratować to, co można. - Kryzys dociera także do Polski, wbrew temu, co niedawno słyszeliśmy od premiera i ministra finansów. Dociera również na Wybrzeże, do przedsiębiorstw gospodarki morskiej. - Oczywiście, że tak, ponieważ w stadium zaawansowanego kryzysu finansowego, żaden kraj i żaden region nie jest enklawą. Polska zaliczana jest do grupy rynków wschodzących, finansowych również, gdzie kryteria oceny owych rynków i zachowania inwestorów, zwłaszcza giełdowych, w większym stopniu oparte są na przesłankach natury emocjonalnej i często oderwane są od bazy makroekonomicznej. Wyrażają one brak wiary, że proces transformacji gospodarczej jest już zakończony i że gospodarka w pełni funkcjonuje na zdrowych zasadach. W związku z tym, nie ma zaufania do złotego - i to obserwujemy. W wyniku narastania kryzysu, masowo wycofuje się aktywa lokowane dotychczas w polskim systemie pieniężnym, na giełdzie i zamienia się je na środki, które do tej pory również były obarczone wysokim ryzykiem (USD, jen). W wyniku tego, złoty osłabł i na przestrzeni zaledwie kilku tygodni października stracił w stosunku do dolara ponad 20%; słabnie również wobec euro. Skutek jest taki, że maleje zaufanie do Polski i przesłanki natury makroekonomicznej nie mają tutaj żadnego znaczenia. Ale jeżeli ktoś sądzi, że jest inaczej, to znaczy że nie rozumie do końca, jaki jest obecnie system powiązań finansowych między Polską a resztą świata. - Zapewne niebawem skutki kryzysu zaczną mocno odczuwać firmy produkcyjne, handlowe czy transportowe na Wybrzeżu. Już możemy dostrzec takie objawy: Stena Line wycofała jeden z trzech promów, jakie pływały z Gdyni do Karlskrony; zawieszono też połączenie lotnicze z Gdańska do Karlskrony. - W obu przykładach były to konkretne decyzje, jakie podjęto, nim kryzys objawi się w pełni. Mówiliśmy już o symptomach, które widziały poszczególne firmy o różnym stopniu powiązań z układem międzynarodowym: spadający popyt - tak konsumpcyjny, jak i inwestycyjny, wchodzenie gospodarki w fazę stagnacji i osłabiona dynamika wzrostu PKB w tym regionie. Myślę, że tego typu decyzje z samym kryzysem finansowym niewiele mają wspólnego. Natomiast świadczą o tym, że firmy, działające w układzie globalnym, z większą intuicją wyczuwają pewne symptomy, których inne nie dostrzegają. Potrafią one, w większym stopniu i w sposób bardziej elastyczny, dostosować się do wymogów otoczenia, m.in. poprzez ograniczanie skali produkcji, wraz ze spadkiem popytu. - W jakim stopniu nasza gospodarka morska odczuje skutki kryzysu? Osłabienie wzrostu gospodarczego, będące jego wynikiem, spowoduje przecież zmniejszenie eksportu i importu, a tym samym - ograniczy przeładunki w naszych portach morskich. Podobne będzie u armatorów. - Oczywiście. Chciałem zaznaczyć, że te skutki dla sektora morskiego, szczególnie dla portów i transportu morskiego, a więc tego, który działa w obszarze infrastruktury transportowej, dostrzegane są właściwie z pewnym opóźnieniem, w stosunku do zjawisk, które dzieją się na rynkach towarowych. Tam dostrzegamy najpierw symptomy, co wynika m.in. z mniejszej elastyczności cenowej popytu w transporcie morskim, w stosunku do popytu na towary. Ale to, niewątpliwie, nastąpi, bo - po pierwsze - obserwujemy już w tej chwili, że dynamika wzrostu przeładunków jest nieporównywalnie niższa w stosunku do 2007 r. Pamiętajmy też, że ub.r. był wyjątkowo dobry dla sektora portowego. Szczególnie w Gdyni dynamika wzrostu obrotów ogółem, zwłaszcza kontenerów, była dwucyfrowa. Dzisiaj takiej dynamiki już nie ma. Obserwujemy spadek obrotów, który - w moim przekonaniu - wyraźnie się pogłębi. Myślę więc, że zarządy wszystkich spółek, działających w sektorze transportu morskiego, uwzględniają to - widząc co dzieje się w skali globalnej, i widząc działania rządu, zmierzające m.in. do wyraźnego obniżenia wskaźnika wzrostu PKB w projekcie budżetu na przyszły rok. - Zakładano wzrost PKB rzędu 4,8%... - Właśnie! Widząc, że prognozy dla Europy Zachodniej wskazują raczej na stagnację (ale nie recesję) w 2009 r. i na wzrost w krajach byłej "15" najwyżej 0,2% PKB, należy zacząć poważnie myśleć o wprowadzeniu jakiejś formy zarządzania kryzysowego. Są już bowiem wyraźnie dostrzegalne symptomy kryzysu, i nie można czekać z założonymi rękoma, co przyniesie przyszłość. Trzeba myśleć o tym, jak elastycznie dostosować się do nowej sytuacji, do nowych wyzwań, które nie do końca dają się jasno sprecyzować, i jakie działania należy podejmować, aby zminimalizować ewentualne, potencjalne, skutki kryzysu.
 
Rozmawiał Lechosław Stefaniak
Namiary na Morze i Handel
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl