Teren Stoczni Szczecińskiej nazywany obiegowo Wulkanem - między ulicą Stalmacha, początkiem Ludowej i nabrzeżem Odry -
tylko z okazji uroczystych wodowań zapełnia się ludźmi.
Tydzień temu, tak jak cała stocznia, stał na kilka godzin otworem przed zwiedzającymi. Popatrzcie sobie na naszą stocznię, póki jeszcze jest
polska... Trwa oczekiwanie na ruch kciuka Wielkiego Komisarza: w górą czy w dół?
Szczecin stal się silnym i znanym w Europie ośrodkiem szkutnictwa już w XVIII wieku. Największa z firm szkutniczych,
własność rodziny Nuescke, powstała już w 1715 roku na Łasztowni. Majątek tejże stoczni na Grabowie w latach Wielkiego Kryzysu końca lat 20. wchłonięty został przez młodszą o 150 lat stocznię "Oderwerke
".
Najmocniejszym jednak atutem branży stoczniowej w Szczecinie był "Vulcan". W1857 roku Szczecińskie Towarzystwo Budowy Maszyn założyło spółkę akcyjną do budowy statków parowych. Pierwszy
zbudowany w niej parowiec bocznokołowy nosił nazwę "Divenow". Potem stocznia realizowała zamówienia armatorów rosyjskich, brytyjskich, austriackich oraz kupców szczecińskich. Niebawem uruchomiła
również produkcję lokomotyw. Szczyt jej rozwoju przypadł na lata 1871-1900, gdy stocznia budowała transatlantyki dla największych armatorów Niemiec oraz wielkie okręty wojenne dla Rosji, Japonii, Chin,
Grecji i Brazylii. Niemal na pewno w słynnej bitwie morskiej pod Cuszimą w 1904 roku walczyły przeciw sobie okręty rodem z "Vulcana"... W 1906 roku powstała filia "Vulcana" w Hamburgu. Przed I
wojną światową stocznia zatrudniała 7 tys. robotników. W latach 20. ubiegłego wieku przyszedł kryzys. Nie pomogły rządowe dotacje. Stocznię wykupiła spółka "Deschimag". Dopiero w 1938 roku uruchomiła
w niej odlewnię, wytwórnię maszyn, a także szkołę zawodową. Podczas II wojny światowej w "Vulcanie" budowano łodzie podwodne.
* * *
Naloty w 1943 i 1944 roku bardzo zniszczyły nadodrzańskie
dzielnice. Sowieci, nim w 1946 roku przekazali pierwsze tereny stoczni polskiej administracji, remontowali przy ocalałych nabrzeżach swój? jednostki, a następnie całość nadającego się do wykorzystania
wyposażenia wywieźli jako łup wojenny (choć polsko-radziecka umowa przewidywała pozostawienie Polsce 30 procent zdobyczy). Dopiero potem przekazali nabrzeża naszym.
W 1948 roku z najwcześniej
uruchomionej pochylni starej stoczni zwodowano pierwszy statek - s/s "Oliwa", którego kadłub Niemcy pozostawili niedokończony, a Sowieci go nie zagrabili... Odbudowa przemysłu okrętowego ruszyła z
kopyta, gdy w 1950 roku dyrektorem Stoczni Szczecińskiej został Henryk Jendza - w rok później położono stępkę pod pierwszy parowiec "Czułym", oddany do eksploatacji w 1953 roku.
Przełomowy dla
stoczni był rok 1957, kiedy to statkiem m/s "Krynica" w Szczecinie rozpoczęto budowę motorowców. Wtedy też zapadła decyzja o odbudowie nowoczesnych pochylni przedwojennego "Vulcana". Projektantem
tego przedsięwzięcia był prof. Eugeniusz Skrzymowski, wówczas szef techniczny zakładu, potem dyrektor techniczny i dyrektor stoczni. Od 1964 roku - pracownik naukowy . Politechniki Szczecińskiej.
-
Nowoczesne statki motorowe zaczęliśmy budować w Szczecinie wbrew woli wpływowego lobby Gdańska i Gdyni. Odbudowa pochylni stworzyła nam szansę produkowania większych statków - wspomina prof. Skrzymowski.
- W krótkim czasie stocznia w Szczecinie stała się czołowym polskim eksporterem statków również na Zachód... Słynny sekretarz Walaszek został przysłany do Szczecina min. z zadaniem usunięcia
"rewizjonistów", a więc i mnie, ze stoczni. "Skrzymowski to doskonały technik, ale polityczne zero", powiedział. To był wyrok Tak znalazłem się na Politechnice Szczecińskiej, gdzie udało mi się
zrobić dla stoczni coś więcej - uruchomić studia okrętowe, a potem nawet Wydział Budowy Maszyn i Okrętów. I tu Gdańsk, mający wielkie wpływy w centrali, dzierżący dotąd monopol, próbował blokować naszą
inicjatywę... To była naturalna rywalizacja o rządowe środki.
* * *
- Dziś, gdy przyszłość polskich stoczni wydaje się niepewna, warto spojrzeć wstecz. Od XVIII wieku Szczecin jest wciąż ważnym
ośrodkiem produkcji statków. Tak jak przed wojną, koniunktura na statki wznosi się, opada i znów wznosi... W mieście położonym tak jak Szczecin przemysł okrętowy zawsze będzie. Szkoda jednak ludzi...
Upadek stoczni oznaczałby odpływ fachowców, a to już byłaby trudniejsza do zrekompensowania strata.